"Rosja podejmie próbę wydobycia z dna Morza Czarnego amerykańskiego bezzałogowego samolotu" - zapowiada w rosyjskiej telewizji szef Rady Bezpieczeństwa Rosji Nikołaj Patruszew.
Duży dron MQ-9 Reaper, który - według Pentagonu - wykonywał misję wywiadowczą i został we wtorek rano nieodwracalnie uszkodzony w wyniku manewrów rosyjskiego samolotu wojskowego, został przez Amerykanów skierowany do morza i - jak mówi szef dowódca armii amerykańskiej Mark Milley - leży na dnie, na głębokości 1200 do 1500 metrów.
Próba wydobycia z takiej głębokości drona dla każdego musi być trudna. To po pierwsze. Po drugie nie mamy w tym rejonie okrętów, nie mamy wielu sojuszników czy przyjaciół - mówi szef Pentagonu Lloyd Austin, który rozmawiał wcześniej ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Szojgu.
Według Austina, nawet jeśli Rosjanie wydobędą dron, to niewiele na tym skorzystają, bo pokładowa pamięć i oprogramowanie - zostały skasowane.
"New York Times" informuje, że strącony przez rosyjski myśliwiec dron MQ-9 Reaper nie był uzbrojony. Według dziennika, bezzałogowiec odbywał we wtorek rutynową i zaplanowaną wcześniej misję rozpoznawczą, wyruszając z bazy w Rumunii i był w odległości ok. 120 km od wybrzeża Krymu, kiedy przechwyciły go dwa myśliwce Su-27.
Rosyjskie samoloty miały śledzić go przez 30-40 minut, wykonywać niebezpieczne manewry wokół bezzałogowca i zrzucać na niego paliwo. Według cytowanego przez dziennik anonimowego przedstawiciela Pentagonu, prawdopodobnie robiły to, by "oślepić" drona lub uszkodzić jego czujniki.
Według reportera telewizji PBS Nicka Schifrina, który powołuje się na przedstawiciela Pentagonu, który z kolei widział nagranie wideo incydentu, Su-27 uderzył w MQ-9 w "niekontrolowany sposób" i próbował uniknąć zderzenia, kiedy uderzył w śmigło drona.
To nie jest coś, co widziałbyś u profesjonalnego pilota. To była amatorka - stwierdził rozmówca PBS.
Po zderzeniu maszyna nie była zdolna do kontrolowanego lotu i została sprowadzona do morza, gdzie się rozbiła.