To sabotaż przeciwko utrzymaniu przeze mnie władzy - tak premier Iraku Nuri al-Maliki ocenia ostatnią publikację WikiLeaks. Chodzi o zamieszczone na portalu tajne dokumenty armii USA na temat nadużyć irackich sił bezpieczeństwa wobec więźniów.
Maliki oskarżył swych przeciwników o chęć wykorzystania dokumentów w walce politycznej. Za tą kampania medialną stoją cele polityczne i niektórzy chcą wykorzystać te dokumenty przeciwko władzom, zwłaszcza przeciwko premierowi - napisała w komunikacie kancelaria premiera.
Od ponad siedmiu miesięcy Maliki walczy o utrzymanie władzy po marcowych wyborach parlamentarnych, w których nie udało wyłonić się jednoznacznego zwycięzcy. Minimalnie wygrała co prawda sunnicka koalicja o nazwie Irakija pod wodzą byłego premiera Ijada Alawiego, lecz nie uzyskała większości. Maliki, nie znajdując poparcia niektórych szyickich partnerów, rozpoczął negocjacje z Alawim; jednak w sierpniu Irakija zerwała rozmowy koalicyjne.
Z oświadczenia kancelarii premiera wynika, że dokumenty opublikowane przez WikiLeaks nie zawierają dowodów na jakiekolwiek niewłaściwe traktowanie zatrzymanych, kiedy al-Maliki sprawował ten urząd podczas wojny. Zaznaczono, że szef rządu przyjmował twarde stanowisko wobec terrorystów; więcej szczegółów nie podano.
W dokumentach WikiLeaks znajdują się opisy okrutnych tortur, jakim władze Iraku poddawały irackich więźniów; czasem dochodziło nawet do egzekucji zatrzymanych. W jednym z opisanych przez BBC przypadków armia USA podejrzewała irackiego żołnierza o obcięcie więźniowi palców i poparzenie go kwasem.
Opublikowane dokumenty sugerują, że opisany proceder odbywał się przy pełnej wiedzy amerykańskich sił w Iraku, które opatrywały związane z nim raporty notą "bez dalszego dochodzenia".