Były prezydent Ukrainy Petro Poroszenko wrócił na terytorium Ukrainy. Miliarder został w grudniu oskarżony o zdradę stanu w związku z kupowaniem węgla od bojowników z Donbasu i wyjechał z kraju.
Poroszenko przyleciał do Kijowa samolotem z Warszawy. Były prezydent oświadczył, że próbowano go nie wpuścić na terytorium Ukrainy. Podczas kontroli zabrano mu paszport i dokumentu "nie oddawano przez długi czas". Były prezydent nazwał to prowokacją.
Przed lotniskiem w Kijowie ustawiły się tłumy zwolenników byłego prezydenta.
Próbowano nie wpuścić mnie na terytorium Ukrainy (...). Tak się boją narodu, tak się boją odpowiedzialności - mówił. Dodał, że wszczęto wobec niego ponad 120 spraw karnych i ocenił, że oskarżenie go o zdradę stanu to "przekroczenie czerwonych linii" - relacjonuje Interfax-Ukraina.
Poroszenko zapowiedział, że prosto z lotniska uda się do sądu, który w poniedziałek może wybrać byłemu prezydentowi środek zapobiegawczy w ramach sprawy, w której ma on status podejrzanego o zdradę stanu.
Przedstawicielka Państwowego Biura Śledczego Tetiana Sapian powiedziała podczas poniedziałkowego briefingu, że na kijowskim lotnisku śledczy próbowali wręczyć Poroszence "dokumenty procesowe", w tym wezwanie do sądu.
Dodała, że polityk odmówił przyjęcia dokumentów. Ignorował wymogi śledczego, a osoby, które były z nim, stawiały fizyczny opór, co zostało zarejestrowane na nagraniach - dodała przedstawicielka biura śledczego, cytowana przez Interfax-Ukraina.
Pod koniec 2021 roku były prezydent Ukrainy Petro Poroszenko został oskarżony o zdradę stanu. Śledczy przekonują, że w latach 2014-2015 władze sprowadzały antracyt z kopalni z terenów zajętych przez prorosyjskich separatystów z Donbasu. Oficjalnie węgiel miał pochodzić z Republiki Południowej Afryki.
Według Służby Bezpieczeństwa Ukrainy inicjatorem programu dostaw byli "wysocy rangą rosyjscy urzędnicy", których celem była destabilizacja kraju. Ich planem miało być stworzenie "sztucznego niedoboru węgla" na Ukrainie, przez co musiałaby się ona ratować antracytem z Donbasu, tym samym wspomagając finansowo samozwańcze republiki Doniecka i Ługańska.
W sprawie oskarżony jest także prorosyjski polityk Wiktor Medwedczuk, który miał organizować proceder razem z byłym prezydentem, biznesmenem Serhijem Kuzjarą oraz ówczesnym ministrem energetyki Wołodymyrem Demczyszynem.
Kiedy pojawiły się oskarżenia wobec byłego prezydenta, Poroszenko wyjechał z kraju. Przekonywał jednak, że nie ukrywa się i nie ucieka przed policją oraz że zamierza wrócić 17 stycznia na rozprawę.
Na początku roku sąd zajął majątek Poroszenki, jednak - jak wskazywali dziennikarze - wśród przejętych aktywów nie było koncernu cukierniczego Roshen. Otóż okazało się, że były prezydent przepisał go na swojego najstarszego syna Aleksieja.
Poroszenko oraz jego partia Europejska Solidarność przekonują, że sprawa została sfabrykowana przez obóz prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który chce w ten sposób odwrócić uwagę od kryzysu pandemicznego i gospodarczego w kraju, oraz od własnych skandali, m.in. porażkę operacji zatrzymania najemników tzw. grupy Wagnera.