"Jestem wstrząśnięta, bo poznałam wielu z nich i nie wiem, co się teraz z nimi dzieje" - mówiła po eksplozjach w Bostonie Magda Lewandowska z Fundacji "Maraton Warszawski", która obserwowała, jak organizowana jest tegoroczna edycja tamtejszego maratonu. "Byłam w miejscu wybuchów pół godziny wcześniej" - podkreślała.
Czekaliśmy na znajomego. Gdy Bartek Olszewski dotarł do mety, odeszliśmy do parku, a później udaliśmy się do samochodu - relacjonowała Polka. W drodze mijały nas samochody FBI, zrobiły się olbrzymie korki i czuliśmy, że stało się coś poważnego, choć nie słyszeliśmy samego wybuchu. Później dowiedzieliśmy się, że nastąpił on w miejscu, w którym byliśmy pół godziny, maksymalnie godzinę przed eksplozjami. Jestem w szoku - podkreślała.
Lewandowska zwracała uwagę na informacyjny chaos panujący w Bostonie i sprzeczne komunikaty. Co chwila powtarzane są ujęcia, na których widać eksplozję. Widać na nich, że ucierpieli głównie widzowie, choć kilku zawodników przewróciło się na skutek siły wybuchu. Widać też tłumy kłębiące się na trasie oraz przy mecie, gdzie było centrum tych tragicznych wydarzeń - relacjonowała. Podkreśliła, że jest wstrząśnięta tym, że do takich zajść doszło na trasie znanego i prestiżowego maratonu, który w poniedziałek odbył się 117. raz w historii. Ta impreza ma długą tradycję i prestiż, warto się uczyć od jej organizatorów.. Jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej było tam mnóstwo uśmiechniętych osób, które robiły sobie zdjęcia i miło spędzały czas - wspomniała.
Olszewski przybiegł na 114. miejscu z czasem 2:33.40. Na liście wyników podanej na stronie internetowej organizatorów znalazło się jeszcze 28 Polaków, którzy ukończyli bieg. Łącznie w imprezie wystartowało ok. 27 tys. osób.
Według informacji podawanych przez amerykańskie media, w następstwie eksplozji co najmniej trzy osoby poniosły śmierć, a liczba rannych - według ostatnich relacji - przekroczyła 141 osób. Co najmniej 17 osób znajduje się w stanie krytycznym.
(mn)