Jacht "Gemini 3", na którym Roman Paszke chciał opłynąć ziemię, został wyciągnięty z wody przy nabrzeżu argentyńskiego portu Rio Gallegos. Jednostka musi najpierw zostać osuszona. Potem, jej naprawą zajmą się polscy specjaliści, którzy szykują się do wylotu z kraju. Kiedy dokładnie wyjadą, tego na razie nie wiadomo.
Do akcji podnoszenia z wody "Gemini 3", potrzeba było dwóch dźwigów, holownika i 12 pracowników portowych. Akcją kierował kapitan Paszke.
Trwająca dwie i pół godziny operacja była wyjątkowo trudna ze względu na duże rozmiary katamaranu (długość 27,43 m, szerokość 14 m), prąd rzeki, przypływy i odpływy oceanu dochodzące do ośmiu metrów oraz boczny wiatr. Poza tym, w jachcie znajdowało się znacznie więcej wody niż początkowo przypuszczano - nie półtorej tony, a ponad sześć.
Według kapitana Paszke osuszenie jednostki zajmie około dwóch dni. Potem będzie można przystąpić do dokładnych oględzin i ustalić przyczyny oraz stopień uszkodzenia.
Naprawą jachtu, zbudowanego w nowoczesnej technologii hi-tech, zajmą się nasi specjaliści, którzy szykują się do odlotu do Argentyny. Czekamy tylko na raport o stanie zniszczeń, co pozwoli zabrać odpowiednie kompozyty. W Rio Gallegos nie ma stoczni, a miejscowe warsztaty mogą zajmować się co najwyżej łódkami turystycznymi - powiedział szef Zespołu Brzegowego Rejsu Robert Janecki.
Do awarii katamaranu doszło w nocy 6 stycznia, kiedy jednostka znajdowała się ok. 317 mil morskich od przylądka Horn. W pewnym momencie "Gemini 3" zaczął nabierać wody. Paszke zdecydował o przerwaniu samotnego rejsu dookoła świata trasą pod wiatr (kurs z Europy najpierw na Horn).
Jedynym bezpiecznym portem okazało się argentyńskie Rio Gallegos. Akcja ratownicza trwała 28 godzin.
Teraz, samotny rejs dookoła świata odbywa od blisko 200 dni olsztyński żeglarz Tomasz Cichocki na jachcie "Polska Miedź". Po minięciu Australii i Nowej Zelandii obrał kurs na Horn z drugiej niż Paszke strony. Do owianego złą sławą przylądka ma jeszcze około 2500 mil.