Z powodu ulewnych deszczów, które od tygodnia utrzymują się nad Hiszpanią, na lotnisku w Barcelonie odwołano w poniedziałek kilkadziesiąt lotów. W prowincji Walencja, gdzie odnotowano już ponad 200 ofiar śmiertelnych, trwają poszukiwania zaginionych.

Nie ustaje walka ze skutkami ulewnych deszczów, jakie nawiedziły wschodnią i południową Hiszpanię. 

Państwowa agencja meteorologiczna AEMET ogłosiła w poniedziałek czerwony alarm pogodowy dla Barcelony oraz pomarańczowy dla sąsiednich prowincji. 

Ze względu na ulewne deszcze na barcelońskim lotnisku El Prat odwołano 50 połączeń, nie kursują też podmiejskie pociągi - informuje z kolei agencja EFE.

Z powodu wysokiego poziomu wody w jednym z tunelów zawieszono również szybkie połączenie kolejowe między Barceloną a Tarragoną. Pod wodą znalazły się drogi w miejscowościach Castelldefels i Gava w prowincji Barcelona.

Sprzątanie i poszukiwanie zaginionych

Katalonia zmaga się z deszczami, tymczasem w prowincji Walencja kolejny dzień trwa sprzątanie zniszczonych przez powodzie miejscowości, naprawa dróg i poszukiwanie zaginionych.

Według najnowszych danych rządowych bilans ofiar śmiertelnych gwałtownych powodzi, które w ostatnich dniach nawiedziły wschód i południe kraju, wynosi obecnie 217 osób. Trzy ofiary odnaleziono w regionie Kastylia-La Mancha, a jedną w Andaluzji na południu kraju. 

Zaginionych pozostaje wiele osób i ocenia się, że pięć dni po powodziach szansa na odnalezienie ich żywych jest niewielka.

W poniedziałek policja, cytowana przez radio Cadena SER, podała, że jak dotąd nie znaleziono żadnych ciał na dużym parkingu podziemnym centrum handlowego Bonaire w Aldai w prowincji Walencja.

W akcjach pomocowych uczestniczą służby ratunkowe, wojsko i tysiące wolontariuszy. Również w poniedziałek do Walencji przybył okręt marynarki wojennej Galicia z setką żołnierzy piechoty morskiej, sprzętem i żywnością. Obecnie w prowincji rozmieszczonych jest 7,5 tys. żołnierzy - poinformowało ministerstwo obrony.

Para królewska zaatakowana przez ludzi

W niedzielę w zalanej miejscowości Paiporta pod Walencją pojawił się król Filip VI wraz z małżonką Letycją w towarzystwie premiera Pedro Sancheza i szefa regionalnych władz Carlosa Mazon. 

Ich obecność wywołała gwałtowną reakcję mieszkańców, a w kierunku pary monarszej i polityków poleciały błoto i oskarżenia. Podczas gdy zaatakowany Sanchez szybko opuścił miejsce, król i królowa zdecydowali się na rozmowę z ludźmi, pocieszając poszkodowanych.

"Mamy króla i królową, którzy są w stanie stawić czoła najtrudniejszym wyzwaniom i premiera, który im nie dorównuje" - komentuje dziennik "El Mundo". 

Po niedzielnych wydarzeniach odwołano wizytę pary królewskiej w Chivie w Walencji, choć media informują, że para monarsza wróci do prowincji "w najbliższych dniach". 

Rozczarowanie mieszkańców postawą centralnych i lokalnych władz narasta od kilku dni. Oskarżenia dotyczą m.in. braku odpowiednich ostrzeżeń przed gwałtownymi burzami i powodziami, a także opieszałej reakcji na tragedię.

Gwałtowne burze, powodzie i podtopienia to skutek zjawiska atmosferycznego, określanego w Hiszpanii jako DANA (depresion aislada en niveles altos). 

Powstaje ono, gdy zimne powietrze natyka się nad Morzem Śródziemnym na ciepłe i wilgotne, prowadząc do ekstremalnych zjawisk pogodowych, takich jak burze, tornada i powodzie.

Eksperci uważają, że jest to wynik zachodzących zmian klimatycznych na świecie, a także niewłaściwego zagospodarowania terenu w Walencji, w tym wznoszenia budynków na obszarach zalewowych. Hiszpańskie wybrzeże jest szczególnie narażone na tego typu zjawiska.