Norweski mors arktyczny, który wypłynął wiosną ze Spitsbergenu, latem pojawił się u wybrzeży Wielkiej Brytanii. Zatapia tam drogie luksusowe jachty i motorówki. Lokalne media nadały mu imię Wally, czyniąc go celebrytą, ale przez właścicieli jachtów i zarządców przystani nazywany jest terrorystą.

Dziennik "Verdens Gang" napisał, że mors robi świetny PR i to bezpłatnie "podczas europejskiego turnee".

"Mors arktyczny waży do 1500 kilogramów, a kły dochodzące do metra długości są w stanie skruszyć warstwę lodu o grubości nawet i 20 centymetrów" - wyjaśnił na łamach dziennika "Dagbladet" Audun Rikardsen, biolog morski z uniwersytetu w Tromsoe.

Po analizie zdjęć stwierdził, że "jest to z pewnością nasz mors, choć Wally jest mniejszy i ma krótsze kły, ale i tak waży co najmniej tonę".

Gazeta opublikowała zdjęcie pokazujące, jak Wally w okolicy Cork płynie, siedząc za sterem motorówki. Mors wdrapał się na nią, a załoga uciekła, pozostawiając silnik na biegu jałowym.

"Nieporadne zwierzę swoim ciałem przypadkiem poruszyło manetkę gazu i wyraźnie zadowolone odpłynęło w nieznanym kierunku" - donoszą media.

Mors zatopił już kilka drogich jachtów, motorówek i szybkich łodzi pontonowych, ale zdaniem badaczy zrobił to "niechcący".


Sposób działania, jak wyjaśnił Rikardsen, jest zawsze taki sam. Widząc białą łódź, mors bierze ją za krę i wdrapuje się na nią, aby odpocząć. Później, już leżąc na pokładzie i przewracając się z boku na bok, demoluje wyposażenie i doprowadza łódź do utraty równowagi. Ta przewraca się do góry dnem - chcąc się wdrapać na biały, przyjazny mu kadłub, używa do pomocy kłów, które z łatwością dziurawią cienki, kompozytowy materiał".

Tajemnica pojawienia się arktycznego morsa w Wielkiej Brytanii może być wyjaśniona, zdaniem norweskich badaczy fauny morskiej, szybko postępującym ociepleniem klimatu w Arktyce.