Setki osób szturmowały w sobotę supermarkety w Madrycie, by zaopatrzyć się głównie w żywność i środki czystości. W dzielnicy Vallecas agresywni klienci uderzali w szyby supermarketu, usiłując zmusić personel do otwarcia sklepu. Musiała interweniować policja.
Mieszkańcy stolicy obawiają się braków w zaopatrzeniu po tym, gdy w piątek rząd premiera Pedro Sancheza zapowiedział wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego w całym kraju, spowodowanego przez szybkie rozprzestrzenianie się koronawirusa.
Doszło do paniki, że Madryt zostanie zamknięty, odizolowany i ludzie powariowali - powiedziała agencji EFE jedna z klientek stojących w długiej kolejce przed supermarketem. W Vallecas to już apokalipsa, od wielu dni nie ma mięsa, jajek, makaronu i wciąż tylko mówią, że dowiozą - dodała.
Według ostatnich danych ministerstwa zdrowia, przekazanych w sobotę przez RTVE, w Hiszpanii odnotowano prawie 6 tys. zakażonych koronawirusem, tj. wzrost o ponad 35 proc. w ciągu niecałej doby. Liczba zmarłych zwiększyła się do 191.
Najwięcej zainfekowanych jest w rejonie Madrytu - prawie 3 tys. osób. Także tam w ciągu ostatniej doby odnotowano najwięcej zmarłych - 133 osoby, dwa razy więcej niż w ciągu poprzedniej doby.
Lokalne władze zarządziły zamknięcie od soboty w rejonie stolicy wszystkich placówek handlowych i firm, z wyjątkiem sklepów z żywnością, aptek, stacji benzynowych i kiosków.
Media społecznościowe pokazują zdjęcia pustych pólek sklepowych w niektórych dzielnicach miasta. Brakuje mrożonek, konserw, produktów mlecznych. Skończył się papier toaletowy i ręczniki papierowe.
Władze stolicy nawołują do zachowania spokoju. Zaopatrzenie w podstawowe produkty jest zagwarantowane - zapewniły.