Setki osób zgromadziły się wczoraj wieczorem przed parlamentem Katalonii w Barcelonie w geście solidarności z uczestnikami wtorkowej manifestacji w stolicy Hiszpanii. Wówczas rannych zostało 60 osób, 30 zatrzymały służby bezpieczeństwa.
Ta manifestacja to wyraz naszego buntu nie tylko przeciwko cięciom budżetowym, ale także reżimowi i represjom politycznym. Chcemy publicznie potępić nieuzasadnioną przemoc - powiedział jeden z organizatorów, David Sanchez. Do udziału w demonstracji wezwało za pośrednictwem sieci społecznościowych wiele ruchów zrzeszających tzw. "oburzonych". Demonstranci deklarowali poparcie dla zatrzymanych w czasie manifestacji w Madrycie. W imieniu zebranego tłumu powtarzali, że nie przestaną protestować, dopóki rząd nie upadnie.
Wczoraj zorganizowano również strajk generalny w Kraju Basków. Tysiące robotników chciało pokazać swoje niezadowolenie z zapowiadanych przez rząd cięć budżetowych. Organizatorzy wzywali rządzących do oddania władzy. Mówili, że strajk jest "kolejnym narzędziem do wkroczenia na drogę suwerenności i sprawiedliwości społecznej", które są "absolutnymi priorytetami". Tłum mieszkańców Bilbao przemaszerował przez miasto dając wyraz niezadowoleniu z "dyktatury".
Protesty i strajki wpłynęły też na odbywający się w San Sebastian międzynarodowy festiwal filmowy. Postanowiono, że pokazane zostaną tylko obrazy konkursowe i odbędzie się zaledwie siedem z około 70 zaplanowanych projekcji. W mieście zamknięto sklepy z pamiątkami i inne obiekty festiwalowe. W Nawarze podczas strajku generalnego aresztowano 14 osób. Protestujący obwiniali rządzących za "ekstremalną przemoc wobec demonstrantów w Madrycie" i "nieproporcjonalną" reakcję policji.