Policja zatrzymała 37-letniego mężczyznę podejrzewanego o zniszczenie urządzeń w ciepłowni w Ozorkowie w woj. łódzkim. Schwytano go w jego mieszkaniu. To były pracownik zakładu. Prawdopodobnie zostanie przesłuchany dopiero jutro. Po wywołanym w nocy w budynku pożarze w całym 20-tysięcznym mieście nie ma ogrzewania i ciepłej wody. Być może jeszcze dziś uda się jednak uruchomić ciepłownię w trybie awaryjnym.
Z pierwszych ustaleń policji wynika, że mężczyzna wtargnął do pomieszczenia obsługi ciepłowni i rąbał siekierą urządzenia w obecności dyżurującego pracownika. Następnie polał je benzyną i podpalił. Przestraszony pracownik uciekł, odjeżdżając samochodem. Kiedy wrócił, część budynku stała już w ogniu - relacjonuje Lilianna Garczyńska ze zgierskiej policji. Sprawca uciekł natomiast z ciepłowni i był poszukiwany przez policję.
Po południu zatrzymano go w jego mieszkaniu. Uwagę mężczyzny odwracali strażacy, którzy rozmawiali z nim z podnośnika przez balkon. W tym czasie policjanci wyważyli drzwi do mieszkania. 37-latek w chwili zatrzymania był spokojny. Najbliższą noc spędzi w komendzie powiatowej w Zgierzu. Jutro ma być przesłuchany w prokuraturze i możliwe, że już wtedy usłyszy zarzuty sprowadzenia pożaru zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób oraz zniszczenia mienia o dużej wartości. Grozi za to do 10 lat więzienia.
Prawdopodobnie mężczyzna chciał zemścić się za wyrzucenie go z pracy za drobne kradzieże. Jak nieoficjalnie dowiedziała się nasza reporterka, wcześniej pracował jako strażak.
Być może jeszcze dzisiaj ciepłownia zostanie uruchomiona awaryjnie. Na razie wszyscy mieszkańcy Ozorkowa podłączeni do miejskiej sieci ciepłowniczej nie mają jednak ciepłej wody i ogrzewania. Zakład zapewnia dostawy ciepła do wszystkich obiektów wielorodzinnych, w tym bloków mieszkalnych, a także szkół czy przedszkoli.
Ogień zniszczył urządzenia sterowania kołami centralnego ogrzewania.