Gdański sąd aresztował na trzy miesiące 31-latka, który zamordował swoją 5-letnią córkę. Wniosek w tej sprawie złożyli śledczy. Prokuratorzy przedstawili Mariuszowi L. zarzut zabójstwa.
Mężczyzna przyznał się do winy, złożył obszerne wyjaśnienia. Mariusz L. miał tłumaczyć, że nie wie, dlaczego zakatował własną córkę. Jak powiedziała Ewa Burdzińska, szefowa prokuratury rejonowej Gdańsk-Oliwa, z wyjaśnień Mariusza L. wynika, że tragedię tłumaczy on wcześniejszym zażywaniem środków odurzających, z którymi miał problemy. Wspomina o środku odurzającym, który potocznie nazywa się marihuaną. Twierdzi, że właśnie spożywanie tego środka spowodowało to, że podjął takie działanie - mówi Burdzińska.
Śledczy będą weryfikować tę linię obrony. Badania krwi wykażą, czy mężczyzna rzeczywiście palił marihuanę, czy też może brał inne środki odurzające.
Na razie wiadomo, że w czwartek, zanim odebrał córkę z przedszkola, 31-latek na własne życzenie wypisał się z jednego z gdańskich szpitali. Od dwóch dni był tam na oddziale detoksykacyjnym.
Mariusz L. powiedział też, że nie planował zabójstwa córki.
Między innymi z tego powodu śledczy mają wątpliwości co do poczytalności sprawcy. Skierują go więc na badania psychiatryczne.
Prokuratura nie wyklucza zmiany zarzutu dla Mariusza L. Śledczy nie postawili mu zarzutu zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, bo - jak tłumaczą - nie dysponują na razie pełną opinią biegłych, którzy przeprowadzili sekcję zwłok dziecka. Wstępna opinia nie opisuje dokładnie, jak zginęła dziewczynka. Możliwe więc, że gdy dokument dotrze do śledczych, zmienią zarzut. Ma to znaczenie dla minimalnej kary, jaka grozi sprawcy. Teraz to osiem lat więzienia. Po zmianie mogłoby to być 12 lat. Kluczowe dla sprawy i tak będą badania psychiatryczne.
Do makabrycznej zbrodni doszło w czwartek. 31-latek odebrał swoją 5-letnią córkę z przedszkola, potem poszedł z nią w okolice plaży. W jednym z nadmorskich parków brutalnie pobił dziewczynkę, w wyniku czego dziecko zmarło. Jak dowiedział się reporter RMF FM, mężczyzna miał się zdenerwować, bo dziecko... coś do niego powiedziało.
W końcu 31-latek zostawił zwłoki w parku i wrócił do swojego mieszkania. Zatrzymano go niecałą godzinę po tym, jak ciało dziecka znalazł spacerowicz.
Według nieoficjalnych informacji, mężczyzna dwa lata temu rozstał się z matką 5-latki. Wciąż miał jednak prawa do zajmowania się dzieckiem, choć matka walczyła, by go ich pozbawić.
(mpw)