"System walki z rakiem trzeba oprzeć na kilkunastu dużych ośrodkach onkologicznych. Tam trzeba kierować pieniądze i znosić limity nawet kosztem małych szpitali" - tak mówią dyrektorzy największych centrów onkologii, którzy spotkali się w Warszawie. Jak dodają, nie tylko brakuje pieniędzy, ale i zła organizacja systemu w onkologii generuje kolejki.
W każdym województwie powinien być co najmniej jeden duży ośrodek onkologiczny, ale - jak mówią onkolodzy - można oprzeć się na 23 centrach, w które już zainwestowano kilka miliardów złotych. Tylko tam, jak mówią ich dyrektorzy, pacjent może być kompleksowo leczony - od diagnozy przez operację aż po rehabilitację - i dlatego tam powinny być kierowane pieniądze.
Trzeba stworzyć strumień pieniędzy, które w wielu specjalistycznych ośrodkach się pojawią, niestety kosztem innych ośrodków. To trzeba będzie jasno powiedzieć - mówi prof. Krzysztof Warzocha, dyrektor Centrum Onkologii w Warszawie. Dodaje, że tylko w ten sposób - bez zwiększania nakładów na onkologię - można skrócić kolejki.
52 złote za punkt dostaje duży wyspecjalizowany instytut onkologiczny w Warszawie i 52 złote za punkt dostaje szpital powiatowy. Pytam, czy to jest ten sam poziom leczenia - zastanawia się dr Zbigniew Pawłowicz, dyrektor Centrum Onkologii w Bydgoszczy, gdzie pilotażowo zniesiono limity. Dziś na oddział nowotworów piersi przyjmuje się u mnie na bieżąco. Na oddział chemioterapii - na bieżąco. Można? Można. Pawłowicz dodaje: Trzeba zastanowić się, czy rozproszenie leczenia onkologicznego we wszystkich szpitalach jest efektywne. Czy nie należy stworzyć takiego systemu, w którym pacjent będzie miał zagwarantowany dostęp do leczenia onkologicznego w ciągu 14 dni, w ośrodku do tego stworzonym. Z kolei prof. Warzocha zauważa: Bo nie chodzi tylko o brak pieniędzy. Proszę zauważyć, ze w ostatnich 10 lat latach nakłady na onkologię wzrosły 4-krotnie, a efekty nie. Nadal zajmujemy ostatnie miejsce w Europie.
Dyrektorzy dużych placówek twierdzą, że jeśli będą mogli wykorzystać swój potencjał, to czas oczekiwania na wizytę u onkologa może wynieść maksymalnie 14 dni. Pieniądze są źle lokowane. Gdybyśmy mieli pieniądze na to, żeby blok operacyjny działał do wieczora, aby szpital chemioterapii jednodniowej działał do wieczora, a lekarze nie szukali pracy u konkurencji po drugiej stronie ulicy, to nie byłoby problemu. Jeśli nie przeprowadzimy tych zmian, to żadna ilość pieniędzy, czy uwolnienie limitów niczego nie zmienią - dodaje prof. Warzocha.
(mal)