"Po wyjściu na wolność Mariusz Trynkiewicz bardzo szybko sięgnie po ofiarę, którą może być dziecko. W mojej ocenie prawdopodobieństwo jest tutaj stuprocentowe" – mówi w rozmowie z Romanem Osicą Teresa Gens, psycholog sądowy. "To jest człowiek bardzo inteligentny, miał - o ile sobie dobrze przypominam - około 121 IQ. Ma też typ osobowości kameleona. Potrafi bardzo dobrze wbudować się w rodzaj potrzeb dziecka. Jeżeli będzie miał takie możliwości, to bardzo szybko je wykorzysta” - ostrzega.
Roman Osica: Badała pani przez 1,5 roku Mariusza Trynkiewicza. Czy rzeczywiście jest tak, że on zaraz po wyjściu na wolność będzie nadal zabijał?
Teresa Gens, psycholog sądowy: Nie jestem w stanie powiedzieć, czy zaraz. Może to się nie stanie tego samego dnia, ale myślę, że to się stanie bardzo szybko. Taki rodzaj bodźcowania, jaki on będzie miał na wolności - będzie widział dzieci, chłopców, których rysuje od tylu lat... Myślę, że sięgnie po ofiarę, którą może być dziecko. To jest w tym wszystkim najbardziej niebezpieczne.
Czy takiego człowieka, kiedy znajdzie się na wolności, można jakoś upilnować? Co służby państwowe mogą i powinny zrobić?
Ja nie jestem przedstawicielem służb specjalnych. Słyszałam argumenty ludzi, którzy znają się na tym, że przecież po to są służby. Ja nie wiem, czy służby specjalne mogą upilnować Trynkiewicza. Zadaję sobie pytanie: Jeżeli on wyjdzie na wolność, to tryb pilnowania miałby być spowodowany czym? To będzie wolny człowiek. Myślę, że jakiś rodzaj dozoru nad nim na pewno będzie. On już kiedyś był pod kontrolą milicji, a swoje ofiary zabił w trakcie przerwy w karze, którą dostał w związku z chorobą matki. To wcale go nie powstrzymało przed tym, co zrobił. To jest człowiek bardzo inteligentny, miał - o ile sobie dobrze przypominam - około 121 IQ. W jego życiu nie wydarzyły się jakieś nieprawdopodobnie burzliwe rzeczy. Siedział sobie spokojnie w więzieniu, dobrze zaopiekowany. On bardzo dobrze wchodzi w różne środowiska, wzbudza zaufanie, czego dowodem są zresztą popełnione przez niego zbrodnie. Po to, żeby zaprosić dzieci do siebie - a były to dzieci z miasta, inteligentne, dobrze wychowane - musiał wzbudzić ich zaufanie i to zrobił. On ma też typ osobowości kameleona. Potrafi bardzo dobrze wbudować się w rodzaj potrzeb dziecka. Jeżeli będzie miał takie możliwości, to bardzo szybko je wykorzysta.
Czy z badań, które pani przeprowadzała z Mariuszem Trynkiewiczem wynikało, gdzie była geneza tej bestii, która się w nim obudziła?
Do takiej zbrodni człowiek bez wątpienia dojrzewa. Nie jest tak, że to się dzieje od razu, w krótkim czasie. On sam to budował - rodzaj kontaktów, rodzaj produkcji artystycznej, rodzaj marzeń, które podsycał w swojej głowie, pragnień... On był tego świadomy i tak naprawdę budował to całą swoją osobowością. Natomiast bez wątpienia jest tak - to jest myślę rzecz, która leży u źródeł ogromnej psychopatologii, która w nim narosła - że on był ofiarą molestowania seksualnego.
Czyli bez wątpienia akurat jego nie należy w ogóle wypuszczać ani na jedną chwilę na wolność?
Poglądy na ten temat są bardzo różne. Wiele osób uważa, że on odbył karę pozbawienia wolności, że prawo nie działa wstecz, że powinien wyjść na wolność, ponieważ to, że nie będzie wolny będzie naruszeniem prawa. Rozumiem, że prawo nie działa wstecz i nie można człowieka karać po raz drugi za to samo. Ale jest tak, że on, w wyniku zmiany ustrojowej, za tak straszne zbrodnie dostał tylko 25 lat. On uniknął kary śmierci, dostał 25 lat pobytu w więzieniu, gdzie był traktowany w wyjątkowy sposób... Jeżeli wyjdzie na wolność i będzie kolejna ofiara śmiertelna to bezsprzecznie dostanie dożywocie. Ale czy miarą tego dożywocia musi być czyjaś śmierć? Przecież jest tak, że prawo musi zabezpieczać zwykłych ludzi. Oczywiście, padają argumenty, że w każdym człowieku może dojrzewać jakiś rodzaj destrukcji, która go doprowadzi do zbrodni i że nie możemy karać za przewidywania. Ale różnica między tym, który to zrobił, a tym, który nie zrobił jest taka, że prawdopodobieństwo w przypadku takiej osoby jak Trynkiewicz w mojej ocenie jest stuprocentowe.