Prokuratura i policja wyjaśniają okoliczności śmierci dwóch 23-letnich studentów w Gdańsku. Jeden z nich spadł z dużej wysokości, drugi zmarł w karetce pogotowia. Ich starszy o rok kolega walczy o życie w szpitalu. Do tragedii doszło w trakcie nocnej imprezy. Prokuratura potwierdziła już ustalenia reportera RMF FM Kuby Kaługi: młodzi mężczyźni mogli brać leki psychotropowe lub dopalacze.
Jak dowiedział się nasz dziennikarz, pogotowie zawiadomił przypadkowy przechodzień, który późnym wieczorem znalazł leżące na chodniku ciało młodego mężczyzny.
Na miejsce przyjechała też policja. Po pewnym czasie policjanci weszli do jednego z mieszkań - według wiedzy Kuby Kaługi, znajduje się ono na 5. piętrze bloku. W mieszkaniu funkcjonariusze zastali dwóch dziwnie zachowujących się młodych mężczyzn. Nagle z jednym z nich zaczęli tracić kontakt i wezwali od razu dwie karetki - na szczęście dwie, bo chwilę później także drugi mężczyzna gorzej się poczuł.
Pierwszy z nich mimo reanimacji zmarł w karetce, drugi w ciężkim stanie trafił do szpitala.
Według informacji Kuby Kaługi, stan 24-latka znacznie się już poprawił. Śledczy chcą jak najszybciej, jeszcze dzisiaj, przesłuchać mężczyznę, ale nie wiadomo, czy czuje się on już na tyle dobrze, by lekarze dali zgodę na taką rozmowę.
Jak ustalił nasz reporter, w mieszkaniu, w którym przebywali trzej mężczyźni, nie było nikogo oprócz nich. W lokalu zabezpieczono kilka różnych substancji chemicznych, m.in. biały proszek i strzykawki z płynem, które będą badać eksperci.
Śledztwo w sprawie śmierci dwóch 23-latków przejęła już Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. Jeszcze dziś mają się odbyć sekcje zwłok mężczyzn, które mają wyjaśnić dokładne przyczyny ich śmierci. Badania toksykologiczne ich żyjącego kolegi mają natomiast odpowiedzieć na pytanie, jakie dokładnie środki odurzające zażywali.
Sygnał w tej sprawie dostaliśmy na Gorącą Linię RMF FM.