Tylko w poniedziałek i tylko w Łodzi, doszło do dwóch napaści na ratowników Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego. Zostali zaatakowani, kiedy udzielali pomocy.
Do pierwszej takiej sytuacji doszło po godzinie 15. Zespół ratownictwa medycznego z Łodzi został wezwany do mężczyzny leżącego na trawniku na skwerze u zbiegu ulic Sienkiewicza i Narutowicza. Na miejscu, pracownicy pogotowia znaleźli 32-letniego mężczyznę. Na początku był nieprzytomny. Został przeniesiony do ambulansu i tam ratownicy zaczęli go badać. Zmierzono mu ciśnienie tętnicze, podłączono również monitor EKG. Rutynową akcję udzielania pomocy, przerwał nagły napad agresji.
Mężczyzna nagle oprzytomniał i stał się pobudzony. Zaczął szarpać ratowników medycznych, którzy próbowali udzielić mu pomocy. W trakcie napadu zdemolował również ambulans oraz sprzęt służący do ratowania życia. Dotychczas nie widziałem tak agresywnego człowieka - powiedział jeden z członków zespołu ratownictwa łódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego. Na miejsce wezwano policjantów i dopiero w ich asyście mężczyznę przewieziono do szpitala.
Do drugiego ataku na ratowników medycznych doszło w poniedziałek po godzinie 22. Dyspozytor medyczny przyjął wezwanie do 42-letniego mężczyzny, który zgłosił się do Komendy Miejskiej Policji w Łodzi i powiedział, że ma myśli samobójcze. Pacjentowi wstępnie udzielono pomocy na miejscu, ale później musiał zostać przewieziony do szpitala. W trakcie jazdy do placówki medycznej 42-latek zaatakował ratownika medycznego, który doznał urazu przedramienia. Agresywny pacjent uszkodził również defibrylator elektryczny, który na co dzień pomaga łódzkim ratownikom przywracać czynność serca. Początkowo nic nie wskazywało na to, że mężczyzna kogokolwiek zaatakuje, bo był spokojny, współpracował i nie wymagał ubezwłasnowolnienia. Później konieczna była interwencja policji. Ostatecznie, agresywnego mężczyznę, przetransportowano do szpitala. Trafił tam również ratownik medyczny, który wymagał pomocy. Konsekwencją tego zdarzenia było m.in. to, że ambulans przez kilka godzin był wyłączony z użytkowania.
Ta praca nigdy nie była bezpieczna ale robi się co raz gorzej - podkreślają pracownicy pogotowia z Łodzi. W przeważającej większości, podobnych aktów agresji dopuszczają się osoby pod wpływem alkoholu, lub dopalaczy. Wtedy ratownicy medyczni są bezsilni i za każdym razem wzywają policjantów. W przypadku jakichkolwiek obrażeń ciała u osób, udzielających pomocy lub strat w sprzęcie, WSRM w Łodzi zgłasza doniesienie o popełnieniu przestępstwa. A trzeba wiedzieć, że każda napaść na członka zespołu ratownictwa medycznego jest traktowana, jak atak na funkcjonariusza publicznego. Grozi za to do 3 lat więzienia.
(ug)