Sto osób wewnątrz, nawet tysiąc w chwili wypadku – to szacunkowe dane, które podał reporterowi RMF Jarosław Wojtasik, rzecznik straży pożarnej w Katowicach. Na miejscu tragedii w katowickiej hali targowej pracuje 70 zastępów strażaków i setki ratowników.

Jarosław Wojtasik: To bardzo trudna akcja ratownicza. Na miejscu jest 70 zastępów straży pożarnej z całego województwa. Dodatkowo zadysponowano siły kadetów, m.in. z Krakowa i Częstochowy.

Marek Balawajder: Ile osób jest pod tymi zwałami blachy?

Jarosław Wojtasik: Szacujemy, że może tam być jeszcze sto osób. Pod tym kątem organizujemy naszą akcję. Nie wiemy tego dokładnie.

Marek Balawajder: Ile osób było w środku?

Jarosław Wojtasik: Tu są pewne rozbieżności. Mamy informacje, że mogło tam być 700, a nawet tysiąc osób.

Marek Balawajder: To byli ludzie z wielu krajów, nie tylko z Polski. Nie tylko mieszkańcy Śląska, o których wiadomo, że uwielbiają gołębie. Stąd takie tłumy tutaj.

Jarosław Wojtasik: Hodowla gołębi jest tradycją na Śląsku. Goście spoza Polski to wystawcy, jak i ci, którzy przyjechali obejrzeć ptaki.

Marek Balawajder: Pan tam był, tuż obok bramy. Widział pan, jak ci ludzie są wyciągani. W jakim stanie są ranni, jakie maja obrażenia?

Jarosław Wojtasik: Obrażenia są różne, począwszy od wychłodzenia. W tej chwili mamy minus 12 stopni, a temperatura ma jeszcze spadać. Strażacy organizują ogrzewane namioty, w których poszkodowanym będą w cieple, okryci kocami, czekać na transport do szpitala.

Marek Balawajder: Jak prowadzicie akcję ratunkową? Ciężki dźwig, koparki delikatnie podnoszą te zwały blachy.

Jarosław Wojtasik: Tak, musimy tę akcję prowadzić bardzo delikatnie, bo nie wiemy, ile osób jest poszkodowanych, i w którym miejscu się znajdują. Do akcji weszli także ratownicy górniczy, którzy również są w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym. Na miejscu jest może nawet kilkuset ratowników, strażaków, ratowników medycznych. Cały czas udzielają pomocy.

Marek Balawajder: Macie już kamery termowizyjne, które pomogłyby zlokalizować rannych żywych ludzi.

Jarosław Wojtasik: Tak, cały sprzęt jest już na miejscu, ale cała akcja jest bardzo trudna, ponieważ wewnątrz znajdowały się stoiska. Część osób mogło się schronić pod jakimiś stałymi osłonami. Musimy do nich docierać stopniowo, powoli unosić fragmenty za pomocą lewarków i sprzętu ręcznego. Na razie nie możemy wprowadzić ciężkiego sprzętu, ponieważ pod gruzowiskiem wciąż znajdują się żywe osoby.

Marek Balawajder: Wystarczy wam strażaków? Tutaj wciąż przyjeżdżają nowi, ale chyba nie ma już miejsca.

Jarosław Wojtasik: Ludzi w każdej chwili możemy wprowadzić, natomiast samochody będą zostawały już nie w samym sąsiedztwie miejsca zdarzenia. W tej chwili rozstawiamy namioty, gdzie będzie można w cieple czekać na dalszą pomoc.

Marek Balawajder: Tu jest też kilkadziesiąt osób. To rodziny uwięzionych. Czy macie już jakiegoś psychologa, który z nimi rozmawia?

Jarosław Wojtasik: W tej chwili zajmujemy się akcją ratowania zdrowia i życia, bo to jest w tej chwili najważniejsze. Myślimy o tym, żeby sprowadzić tutaj zespół, m.in. psychologa, który jest na etacie Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej. Pomogą tutaj policjanci z własnym zespołem psychologów, którzy będą rozmawiali z tymi ludźmi. Na razie strażacy starają się ich uspokoić. Wszyscy mają przeszkolenie z zakresu ratownictwa medycznego, mogą więc udzielać niezbędnej pomocy.

Marek Balawajder: Ile osób ewakuowano? Pan mówił, że sto jest w środku.

Jarosław Wojtasik: Szacujemy, że wewnątrz jest sto osób. Część osób wyszła o własnych siłach, część udało nam się wyprowadzić. My tylko szacunkowo określamy liczbe osób, która się znajdowała wewnątrz.