Piątek, 3 września 2021 (06:46)
Aktualizacja: Piątek, 3 września 2021 (10:46)
Wprowadzenie stanu wyjątkowego zmusiło turystów do skrócenia urlopu i opuszczenia 183 miejscowości w pasie przygranicznym z Białorusią. Przed wjazdem do nich ustawiono tablice z napisem: "Obszar objęty stanem wyjątkowym". Zgodnie z rozporządzeniem podpisanym przez prezydenta ograniczenia będą obowiązywać przez 30 dni. W poniedziałek w tej sprawie zbierze się Sejm.
Stan wyjątkowy został wprowadzony na 30 dni i obowiązuje w 183 miejscowościach w pasie przy granicy polsko-białoruskiej na terenie województw podlaskiego i lubelskiego.
To oznacza, że poza mieszkańcamiw strefie mogą przebywać między innymi działający tam urzędnicy, służba medyczna, przedsiębiorcy, rolnicy, ale także osoby biorące udział w uroczystościach religijnych, pogrzebach, czy weselach, oraz odwiedzający najbliższych krewnych. Za łamanie obostrzeń grozi kara grzywny lub ograniczenie wolności. Sądy orzekać będą o karach w trybie przyspieszonym.
Jak zauważa dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada, autorom przepisów chodzi o to, by w strefie przebywało jak najmniej osób postronnych. Zakazano organizacji zgromadzeń, imprez masowych, czy artystycznych.
Co znamienne, przepisy zamknęły całą strefę dla dziennikarzy. Zabronione jest też fotografowanie i filmowanie działań służb i wizerunków funkcjonariuszy.
W związku z wprowadzeniem stanu wyjątkowego możliwe straty mogą ponieść niektóre firmy. Jak wylicza ministerstwo spraw wewnętrznych chodzi o ok. 260 przedsiębiorstw, głównie z branży turystycznej. One mają dostać rekompensaty - obiecuje rząd. Przepisy w tej sprawie są jednak dopiero opracowywane.
Wojewoda lubelski Lech Sprawka mówi na przykład, że "to nie jest sytuacja porównywalna do lockdownu". W rozmowie z RMF FM zapewnia, że codzienne życie mieszkańców regionów objętych stanem wyjątkowym praktycznie się nie zmieni.
Jedyne ograniczenie, które może powodować pewne ograniczenia aktywności zawodowej dotyczy tak naprawdę działalności gastronomicznej i turystycznej - wyjaśnia.
Stan wyjątkowy – jak przekłada się na życie codzienne
Mniej więcej dwa kilometry przed wjazdem do Włodawy na Lubelszczyźnie stoi patrol policji i straży granicznej - informował o poranku reporter RMF FM Krzysztof Kot. Funkcjonariusze i pogranicznicy nie zatrzymywali jednak samochodów, nasz dziennikarz przejechał tam bez problemów.
Natomiast na granicy miasta, w miejscu, gdzie jest tablica informująca o wjeździe do Włodawy, jest również druga tablica, mówiąca o tym, że wjeżdżamy na teren objęty stanem wyjątkowym. Tutaj, zgodnie z przepisami, nasz reporter już nie mógł wjechać.
Widać było tam ruch samochodów, ale przeważały te z rejestracjami LWL - czyli z powiatu włodawskiego.
Krzysztofowi Kotowi udało się porozmawiać z rowerzystą, który wyjeżdżał z Włodawy. Pan Adam stwierdził, że w samym mieście nic się nie dzieje.
"To jeśli kogoś dotyczy, to pewnie tylko tych przyjeżdżających z zewnątrz. Domyślam się, że nikt w odwiedziny do nas nie przyjedzie" - zauważył.
Jak relacjonował, na ulicach Włodawy nie widać policji i straży granicznej.
Z kolei nasz reporter Michał Dobrołowicz dotarł kilkaset metrów od strefy z ograniczeniami, przy drodze wojewódzkiej 676 na Podlasiu między miejscowościami Ostrów Północny a Krynki.
Na antenie RMF FM relacjonował, że przed tablicami z nazwami miejscowości są specjalne posterunki, a w nich policjanci i czasami też strażnicy graniczni. Proszą wjeżdżających o pokazanie dowodu osobistego albo szkolnej legitymacji.
Nasz dziennikarz rozmawiał z osobami, które były zmuszone opuścić tę strefę. To turyści, którzy odpoczywali w Kruszynianach.
Od właścicieli okolicznych hoteli usłyszał, że dużo osób, które wyjechały ze strefy przygranicznej, przyjeżdża teraz do nich i pyta o wolne miejsca.
Hotelarze i inni przedsiębiorcy z pogranicza objętego stanem wyjątkowym już liczą straty. "To jest kolejny cios po lockdownach" - mówią.
Dżanetta Bogdanowicz, która w miejscowości Kruszyniany prowadzi ośrodek Tatarska Jurta, przyznaje, że na rozpoczynający się dzisiaj weekend miało przyjechać do niej wielu turystów.
"Sezonowość nasza powoduje, że martwimy się o zimę, żeby przeżyć, trzeba pracować. Tym okresem jest aktualny czas, wrzesień, znowu nas zamykają, znowu jest ciężko" - podkreśla.
Przedsiębiorcy czekają na szczegóły, jak starać się o odszkodowania. Na pytanie o to, jaka będzie skala strat, mieszkańcy w rozmowie z naszym reporterem odpowiadają krótko: "Dla nas bardzo duża".
KE będzie oceniać rozporządzenie o stanie wyjątkowym
Komisja Europejska nie krytykuje wprowadzonego w Polsce stanu wyjątkowego. W przesłanym dziennikarce RMF FM w Brukseli oświadczeniu zapowiada jednak, że jak tylko przepisy rozporządzenia o stanie wyjątkowym zostaną jej przekazane, to je oceni.
"Sytuacja w terenie jest trudna" - przyznało biuro prasowe KE - "Unia Europejska zdecydowanie odrzuca próby instrumentalizowania ludzi do celów politycznych i nie może zaakceptować jakichkolwiek prób podejmowanych przez państwa trzecie w celu wywołania nielegalnej migracji do UE".
"Stanu wyjątkowego nie wprowadzono nawet podczas pandemii, więc rozumiem, że to pokazuje powagę kryzysu migracyjnego" - powiedziała kilka dni temu podczas wizyty w Polsce Vera Jourova, komisarz ds. praworządności.
Stan wyjątkowy - pełny wykaz miejscowości, w których obowiązuje