Ponad sto beczek wypełnionych w części niebezpiecznymi chemikaliami odkryto w miejscowości Choroń w województwie śląskim. W pobliżu nie ma domów, więc substancje nie zagrażają mieszkańcom. Policja szuka sprawcy, który porzucił beczki pod lasem.
Przypuszczamy, że beczki zostały porzucone w tym miejscu krótko przed świętami wielkanocnymi. Musiano przywieźć je dużym samochodem, skąd wyrzucono je do znajdującego się tam zagłębienia terenu - powiedział kierownik działu inspekcji w częstochowskiej delegaturze Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Rafał Radecki.
Beczki odkryto przypadkowo w wielkanocną niedzielę na pograniczu miejscowości Choroń i Dębowiec, podczas gaszenia płonących w pobliżu traw. Wówczas okazało się, że w dawnym wyrobisku w pobliżu objętej pożarem łąki znajdują się stu- i dwustulitrowe beczki z niebezpiecznymi substancjami. Część z nich jest rozszczelniona. Na okres świąt strażacy zabezpieczyli je folią kwasoodporną, wystawiono też posterunki.
Jak powiedział Radecki, w beczkach prawdopodobnie znajduje się m.in. kwas ortofosforowy, kwas solny oraz rozmaite odczynniki chemiczne. Być może jest tam również kwas siarkowy i alkohole.
Przedstawiciele WIOŚ podejrzewają, że beczki mógł wyrzucić ktoś odbierający odpady chemiczne np. z zakładów zajmujących się galwanizacją. Zamiast poddać je kosztownej utylizacji - po prostu porzucił je w lesie. Za taką hipotezą przemawia ilość chemikaliów - jednemu zakładowi trudno byłoby zgromadzić ich aż tyle.
Sprawa jest poważna ze względu na ilość znalezionych niebezpiecznych materiałów. Ponieważ jednak w pobliżu nie ma zwartej zabudowy mieszkalnej, nie ma też niebezpieczeństwa bezpośredniego oddziaływania chemikaliów na ludzi - ocenił Radecki.
Inspektor dodał, że część chemikaliów wyciekła do gleby, dlatego po wywiezieniu beczek konieczna będzie rekultywacja terenu.
Wywiezieniem i utylizacją beczek ma wkrótce zająć się firma wskazana przez samorząd. Śledztwo w tej sprawie prowadzi policja z Myszkowa pod nadzorem miejscowej prokuratury. Ekipa dochodzeniowo-śledcza zabezpieczyła ślady na miejscu znaleziska.
Jak powiedziała rzeczniczka myszkowskiej policji Magdalena Modrykamień, postępowanie prowadzone będzie w kierunku naruszenia przepisów regulujących postępowanie z substancjami niebezpiecznymi lub w kierunku zanieczyszczenia środowiska w stopniu zagrażającym życiu lub zdrowiu ludzi. Podobne przestępstwa najczęściej karane są grzywną, choć może za nie grozić nawet pięć lat więzienia.