Jest ciąg dalszy historii z rządowym samolotem, który w niedzielę poleciał w ślad za Ewą Kopacz do Gdańska, ale do stolicy wrócił pusty, bo pani premier wybrała podróż pociągiem, by być bliżej Polaków. Jak donosi dzisiaj "Fakt", rezygnacja z lotu rządową maszyną sprawiła, że zmarnowano nie tylko paliwo, ale i jedzenie.

Według dziennika, do śmieci trafił obiad, który Ewa Kopacz i jej ekipa mieli zjeść na pokładzie samolotu. Lista pasażerów lotu liczyła 46 osób.

Dla wszystkich był gotowy catering, bo powrót miał się odbywać w porze obiadowej. Jedzenie wylądowało w koszu - ujawnia w rozmowie z "Faktem" pracownik LOT-u.

Właśnie tabloid doniósł przed dwoma dniami o niepotrzebnym rejsie rządowej maszyny. Jak relacjonował, w niedzielę o godzinie 12:12 ze stołecznego lotniska im. Chopina poderwał się rządowy Embraer SP-LIG i przed 13:00 wylądował w porcie im. Lecha Wałęsy w Gdańsku. Po godzinie 15:00 Biuro Ochrony Rządu poinformowało natomiast załogę, że samolot nie będzie potrzebny, bo szefowa rządu skorzysta z kolei.

Koszt całego - odbytego na próżno - lotu z Warszawy do Gdańska i z powrotem to nawet 100 tysięcy złotych - podkreśla "Fakt".

Pytana o tę sytuację Ewa Kopacz odesłała dziennikarzy do swoich współpracowników. Nic nie wiem o tym, by coś za mną leciało. To pytanie nie do mnie, tylko do tych, którzy logistycznie zajmują się tego rodzaju organizacją - stwierdziła.

Jak jednak donosi "Fakt", uzyskanie od otoczenia premier komentarza w tej sprawie okazało się niemożliwe.

Cały artykuł przeczytacie na stronach internetowych "Faktu".

(edbie)