Zarzuty współudziału i naruszenia przepisów weterynaryjnych usłyszał właściciel firmy z województwa kujawsko-pomorskiego, która dostarczyła chore i martwe zwierzęta do ubojni w Rosławowicach w Łódzkiem. Podejrzany nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i odmówił składania wyjaśnień - dowiedziała się dziennikarka RMF FM. Sprawa wyszła na jaw, gdy w połowie marca do zakładu z powiatu rawskiego trafił transport, w którym znaleziono dziewięć sztuk martwego bydła.

Właściciel firmy, która dostarczyła martwe zwierzęta do ubojni, nie został zatrzymany. Ma policyjny dozór i zakaz prowadzenia działalności związanej z handlem zwierzętami i obrotem mięsem. Ma też tydzień na zebranie i wpłacenie 150 tysięcy złotych poręczenia majątkowego - powiedział Prokurator Rejonowy w Rawie Mazowieckiej Andrzej Nowak. Gdyby właścicielowi firmy z Osieka to się nie udało, wtedy śledczy będą zastanawiać się nad innym środkiem zapobiegawczym.

To właśnie zakład spod Brodnicy był głównym dostawcą zwierząt do ubojni w Rosławowicach. Aż 80 proc. bydła, które trafiało do zakładu, pochodziło właśnie z tej firmy.

Odkryto transport z martwym bydłem

Policjanci wpadli na trop nieprawidłowości w ubojni po zatrzymaniu w połowie marca transportu bydła, które miało trafić do Rosławowic. W samochodzie znajdowały się 24 sztuki bydła, z czego dziewięć znaleziono martwych. Z dokumentów, do których dotarła prokuratura, wynika, że transport wyruszył z woj. kujawsko-pomorskiego tuż po północy, a dojechał do ubojni przed godz. 4 rano. Zwierzęta były więc transportowane mniej więcej 3,5 godziny. Te zwierzęta, które przeżyły, także były w bardzo złym stanie, a część z nich miało złamania.

Mięso było szkodliwe dla zdrowia

Właściciel ubojni próbował ukryć podejrzane mięso. Znaleziono je m.in. w samochodzie-chłodni w pobliżu należącej do niego stacji diagnostycznej. Produkty nie posiadały żadnych dokumentów weterynaryjnych i pochodziły od chorych zwierząt. Mięso znajdowało się już na paletach i było gotowe do transportu.

We wtorek przedstawiono wyniki badań, które wykazały, że jego zjedzenie mogłoby być szkodliwe dla zdrowia. Znaleziono w nim dużą ilość antybiotyków. W części próbek dopuszczalne normy leków były przekroczone, a w jednym przypadku nawet znacznie - powiedział reporterce RMF FM prokurator Krzysztof Kopania. Spożycie takiego mięsa mogłoby doprowadzić m.in. do reakcji alergicznych lub zaburzenia pracy narządów wewnętrznych.

Właściciel ubojni wyszedł za kaucją

Zarzuty usłyszał już wcześniej także 43-letni właściciel ubojni. Prokuratura zarzuca mu oszustwa i usiłowanie oszustwa oraz naruszenie przepisów karnych ustawy o ochronie zwierząt i zwalczania chorób zakaźnych zwierząt. Grozi mu osiem lat więzienia. Opuścił areszt po wpłaceniu 150 tys. kaucji.