Boimy się inwigilacji przez partyjnych kolegów, nie wierzymy w szczelność rządowych systemów, a do tego chcemy oddzielać kwestie rządowe od partyjnych - tych trzech argumentów najczęściej używają nieoficjalnie członkowie rządu, tłumacząc się z omawiania państwowych spraw poprzez prywatne skrzynki mailowe.
Oficjalne wypowiedzi w sprawie używania prywatnych skrzynek mailowych są wymijające. Minister Waldemar Buda w Polsat News tłumaczył na przykład, że prywatne skrzynki trudniej zhakować, co nie jest do końca prawdą.
Nieoficjalnie jednak urzędnicy przyznają, że w rządzie mało kto sobie ufa. Przedstawiciele ekipy premiera Mateusza Morawieckiego przyznają, że na co dzień używają skrzynek prywatnych, a nie państwowych po to, żeby koledzy "nie podglądali" co robią.
"Koledzy", czyli np. ludzie specsłużb Mariusza Kamińskiego, nie żyją w przyjaźni z ludźmi Morawieckiego. Wiadomo też, że drużyna premiera jest w stanie wojny z działaczami Zbigniewa Ziobry. Korzystanie z państwowych skrzynek to ryzyko inwigilacji.
Kolejną kwestią jest brak wiary w służby. W 2013 roku miał miejsce potężny, udany cyberatak na kancelarię premiera, Ministerstwo Obrony Narodowej i Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Sprawca przekazał zrzuty ekranowe z poczty m.in. byłego szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego, a także listę haseł, m.in. Donalda Tuska. Od tego czasu mało kto w KPRM wierzy w bezpieczeństwo rządowej sieci - tak mówią urzędnicy.
To wszystko prowadzi do tego, że rząd sprawy państwowe omawia mailami na prywatnych skrzynkach. Bez zabezpieczenia przez polskie służby, za to z dostępem dla służb rosyjskich, chińskich i amerykańskich. I do teraz nikomu to nie przeszkadzało, a skutkiem jest wyciek korespondencji premiera z jego ministrami.
Politycy rządu i Zjednoczonej Prawicy masowo też korzystają z szyfrowanych komunikatorów, takich jak Telegram, Signal i WhatsApp.
Sprawa cyberataków na Polskę stała się głośna w ubiegłym tygodniu po tym, jak hakerzy włamali się na skrzynki mailowe szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka i jego żony, a także ich konta w mediach społecznościowych.
Dworczyk zapewniał, że w skrzynce nie znajdowały się informacje, które miały charakter niejawny, zastrzeżony lub tajny. W kolejnym oświadczeniu stwierdził, że część wiadomości, które wyciekły, jest spreparowana.