Resort zdrowia tworzy plan awaryjny na wypadek, gdyby w przyszłym roku ziścił się czarny scenariusz i 80 procent pacjentów zostało bez opieki lekarzy pierwszego kontaktu. Zamknięciem gabinetów grożą bowiem lekarze skupieni w Porozumieniu Zielonogórskim. Resort Ewy Kopacz przygotował więc plan B, który zakłada… ominięcie Porozumienia.
Lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego domagają się większych pieniędzy, ale ministerstwo zdrowia twardo odpowiada, że nie ma 1,3 mld zł. Strony okopały się na swoich pozycjach. Negocjacje zerwano i nie zostały na razie wznowione.
By przeprowadzić awaryjny plan resortu zdrowia, należałoby najpierw zwolnić innych pediatrów i internistów z obowiązku przyjmowania pacjentów ze skierowaniem, a później zawrzeć z nimi kontrakty. Takie rozwiązanie sugerowała w sobotnim Przesłuchaniu w RMF FM sama minister zdrowia. W Polsce są interniści, są pediatrzy. Do pediatrów chodzi się ze skierowaniem. Więc jeśli zwolnimy z tego obowiązku, to kontraktować z tymi, którzy chcą pracować - mówiła.
Reporterka RMF FM Agnieszka Burzyńska dowiedziała się natomiast, że w resorcie trwa analiza, na ile takie rozwiązanie pokryłoby potrzeby pacjentów. Wyniki mają być zachęcające.
Porozumienie Zielonogórskie bagatelizuje ministerialny plan B, twierdząc, że resort nie zapewni w ten sposób pacjentom należytej opieki, i twardo domaga się większych pieniędzy. Chodzi o zarządzenie przygotowane przez prezesa NFZ. Według niego, lekarze mieliby nieco dłużej pracować, co bez dodatkowych funduszy jest dla nich nie do zaakceptowania.