Rozczarowujący amerykański sen. Niecały rok temu do Morąga na Mazurach przyjechała po raz pierwszy bateria amerykańskich rakiet Patriot. Potem okazało się, że będzie w Polsce tylko przez miesiąc w każdym kwartale, do tego nie zawsze w Morągu. Teraz jest w Ustce i nie wiadomo, czy wróci na Mazury.
Mieszkańcy nie kryją rozczarowania - zadowoleni są jedynie ci, którzy obawiali się, że obecność Amerykanów może narazić miasto na niebezpieczeństwo. Przedsiębiorcy zostali z niepotrzebnymi inwestycjami - tak zakończył się ich amerykański sen. Z pobytu żołnierzy zadowoleni są chyba jedynie właściciele restauracji. Było bardzo dobrze. Byliśmy usatysfakcjonowani - mówi Robert Witkowski.
Natomiast o ich pobycie wolałaby całkiem zapomnieć właścicielka pralni, z którą podpisano umowę na czyszczenie ubrań. Miały być duże zlecenia, nic z tego nie wyszło. Okazało się, że to była tylko jedna dziesiąta tego zlecenia. Był problem z zapłatą, opieszale płacili. Kupiłam nowe maszyny, które były w ogóle niepotrzebne - wyjaśnia pani Irena Smaga. Dodając, że z tego powodu nic nie wyszło też z planów zatrudnienia dodatkowego pracownika.
Czy Patrioty wrócą do Morąga? Jeśli ktokolwiek to wie, to na pewno nie są to władze miasta. Tradycyjnie, odcięte od oficjalnych informacji na temat ruchów amerykańskich wojsk. Tak było przed przyjazdem Patriotów po raz pierwszy, tak jest i obecnie. Nikt nie informuje, nie znam szczegółów sprawy. Tak, jak przed przyjazdem, po podjęciu decyzji o stacjonowaniu tutaj rakiet Patriot w Morągu, też takiej informacji nie było. Z mediów się dowiedziałem - mówi burmistrz Tadeusz Sobierajski.
Władze nie próbują namawiać Amerykanów do powrotu. Można odnieść wrażenie, że przestało im już zależeć. Grupa stu kilkunastu żołnierzy amerykańskich nie jest to znowu taka grupa, która decydowałaby o dostawach, o jakiejś działalności usługowej - dodaje Sobierajski.
On sam liczył na to, że wojsko pomoże sfinansować budowę krytej pływalni, z której mogliby korzystać i żołnierze i cywile. Uzyskał jedynie pismo z wyrazami poparcia, skierowane od ministra obrony do ministra sportu. Tak to się odbyło, z wielką dyplomacją, grzecznością... - wspomina. Ale bez jakichkolwiek konkretnych obietnic, nie mówiąc już o jakichkolwiek konkretnych pieniądzach.