Przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu rozpoczął się proces 28-letniej Moniki B.B. z Limanowej, oskarżonej o oszukanie 150 klientów swojej kancelarii finansowej na kwotę 13 mln 200 zł. Kobieta oferowała lokowanie pieniędzy na bardzo wysoki procent, twierdząc, że jest przedstawicielką towarzystwa ubezpieczeniowego i działa w jego imieniu, inwestując pieniądze wybranych klientów w specjalnej ofercie funduszu.

Oprócz oszustwa na kwotę 13 mln 200 tys. zł prokuratura oskarżyła Monikę B.-B. o bezprawne wykorzystywanie znaków towarowych firmy ubezpieczeniowej.

Przed sądem stanął także mąż oskarżonej Stanisław B., który odpowie za poplecznictwo, tj. próbę usunięcia śladów i dowodów przestępstwa.

Do sądu przybyło zaledwie kilkunastu pokrzywdzonych. Jak twierdził jeden z nich, stało się tak dlatego, że sąd nie wysyłał zawiadomień, tylko powiadomił wszystkich o terminie rozpoczęcia procesu poprzez ogłoszenie prasowe.

Pełnomocnik jednego z pokrzywdzonych wniósł o wyłączenie jawności rozprawy. Wyjaśnił, iż jego klient jest przedsiębiorcą i ujawnienie informacji z procesu na jego temat, tj. środków finansowych i reputacji, mogłoby spowodować zagrożenie jego życia i zdrowia.

Sąd postanowił wyłączyć jawność rozprawy w całości - oprócz wyjaśnień oskarżonych, ogłoszenia wyroku i ustnego uzasadnienia. Zdaniem sądu, jawność rozprawy mogłaby naruszyć interesy pokrzywdzonych.

Przed sądem Monika B.-B. przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. Sąd odczytywał jej wyjaśnienia złożone w toku śledztwa. Kobieta opisywała w nich swojego wspólnika ze Śląska, który miał odbierać od niej pieniądze i wyznaczać oprocentowanie. Twierdziła, że miała specjalne oferty, niedostępne publicznie. Podkreślała także, że nikogo nie namawiała do inwestowania u niej i klienci przychodzili wyłącznie z czyjegoś polecenia. Zgłaszała także brak w dowodach teczki i notesu z dokumentacją. Pod koniec śledztwa nagle przyznała się do winy, stwierdziła, że pomawiała współpracownika ze Śląska i odmówiła wyjaśnień.

Dziś potwierdziła swoje wyjaśnienia ze śledztwa tylko w tym zakresie, w jakim są zgodne z jej przyznaniem się do winy. Odmówiła także odpowiedzi na czyjekolwiek pytania.

Sprawa wyszła na jaw w listopadzie 2009 roku. Zaniepokojeni klienci firmy zawiadomili policję, że nie mogą się skontaktować z właścicielką kancelarii finansowej. Po kilku dniach Monika B.-B. sama zgłosiła się na komisariat. Pod koniec listopada prokuratura przedstawiła jej zarzuty wyłudzenia - początkowo 3 milionów złotych. W trakcie śledztwa organy ścigania przyjmowały zgłoszenia oszukanych klientów i modyfikowały kwotę oszustwa - najpierw do 7 mln zł, potem 13 mln 200 zł.

Podejrzana, która początkowo nie przyznawała się do zarzutów, po kolejnej modyfikacji dotyczącej wysokości wyłudzonej kwoty przyznała się do winy, odmówiła jednak złożenia wyjaśnień. Kwestionowała także zarzut, że z oszustwa uczyniła stałe źródło dochodu. Grozi jej kara do 15 lat pozbawienia wolności.

Prokuraturze w toku śledztwa nie udało się ustalić, co stało się z pieniędzmi. Sprawdzała m.in. banki i biura maklerskie, ale nie natrafiła na ślad pieniędzy.

Jak informowała prokuratura, pieniądze do firmy prowadzonej przez Monikę B.-B. wpłacało wiele osób, także spoza regionu limanowskiego i nowosądeckiego. Wśród osób inwestujących w firmie Moniki B.-B. znajdowali się przedstawiciele różnych grup zawodowych, w tym także prawnicy.

W toku śledztwa zarzuty oszustwa usłyszał również współpracownik Moniki B.-B. ze Śląska. Prokuratura jednak ustaliła, że twierdzenia Moniki B.-B. przeciw niemu były jedynie pomówieniami.