Z wyjaśnień prok. Seremeta wynika, że zawiniła pewność, z jaką zwłoki matki rozpoznał p. Janusz Walentynowicz. Jasne jest, że Rosjanie wiedzieli o zamianie już w kwietniu 2010. Dokumenty opisują fakty, jednak ich nie tłumaczą. Oto próba takiego wyjaśnienia.
13 kwietnia 2010 między 10:40 a 11:30 rosyjscy śledczy przesłuchali w Moskwie syna Anny Walentynowicz, pytając o jej wygląd, ubiór i cechy charakterystyczne. Między 16:10 a 16:55 doszło do okazania p. Januszowi Walentynowiczowi kilku zwłok. Syn rozpoznał p. Annę Walentynowicz w przywiezionych ze Smoleńska zwłokach, oznaczonych numerem 21. Wskazał przy tym jej charakterystyczne cechy, m.in. twarzy. Tego samego dnia między 13:50 a 14:35 śledczy w podobny sposób przesłuchali nie wymienioną z nazwiska (nie życzyła sobie jego ujawniania) osobę bliską drugiej z zamienionych ofiar. Między 18:05 a 18:30 także jej okazano kilka zwłok ofiar katastrofy. Swoją krewną świadek rozpoznał w zwłokach, oznaczonych numerem 95. W wypadku wszystkich ofiar z ich szczątków pobierano podczas sekcji zwłok materiał biologiczny do badań genetycznych. Już 29 kwietnia orzeczenie rosyjskiego eksperta wykazało na ich podstawie, że ciało oznaczone numerem 21 nie jest ciałem p. Anny Walentynowicz, ale innej, znanej z nazwiska ofiary katastrofy. Obie ofiary zostały już jednak pochowane.
Rosjanie przeprowadzili dodatkową, długotrwałą (od 25 sierpnia do 30 listopada 2010) ekspertyzę, która potwierdziła, że ciała, oznaczone wstępnie numerami 21 i 95 zostały ze sobą zamienione. Absolutną pewność co do nieprawidłowej identyfikacji Rosjanie mieli więc blisko rok i 8 miesięcy temu. Wstępną wiedzę mieli zaś blisko 2,5 roku temu. Informacja o tym dotarła jednak do Polski dopiero w aktach, przekazanych 4 maja tego roku! To dopiero w tych aktach Rosjanie zgromadzili dane, dotyczące wątpliwości identyfikacyjnych wobec sześciu ofiar katastrofy.
30 czerwca tego roku przesłuchiwany przez polskich prokuratorów bliski drugiej z zamienionych ofiar katastrofy oświadczył, że w Moskwie nie był w 100 proc. pewien, że prawidłowo rozpoznał swoją krewną. Kilka dni później, 2 lipca p. Janusz Walentynowicz zgłosił szereg zastrzeżeń do dokumentacji, dotyczącej ciała oznaczonego numerem 21, które wcześniej rozpoznał jako ciało swojej matki.
Wszystko co powyżej, wynika z dokumentów, jakimi dysponuje dziś prokuratura. Akta opisują wydarzenia, jednak ich nie tłumaczą. Zagadką jest w sprawie zamiany obrączka p. Anny Walentynowicz, na palcu zwłok oznaczonych numerem 95. Przekazano ją bliskiemu osoby, za którą uznano to ciało, ten jednak przekazał ją synowi p. Anny Walentynowicz, ponieważ wyryta wewnątrz data nie była datą ślubu jego krewnej. Co więcej - p. Walentynowicz rozpoznał w niej obrączkę swojej matki.
Zastanawiające jest też to, że p. Walentynowicz po ekshumacji bardzo stanowczo stwierdził, że ciało, którego sekcję obserwował nie jest ciałem, które 13 kwietnia 2010 rozpoznał jako ciało swojej matki. Wyjaśnieniem tych wątpliwości może być jedynie zamienienie zwłok już po dokonaniu identyfikacji. Przykro to pisać, ale wystarczyło zamienić numery, jakimi były oznaczone leżące obok siebie ciała.