Afera z corhydronem zatrzymała produkcję w jeleniogórskiej Jelfie. Główny Inspektor Farmaceutyczny nakazał zatrzymanie całej produkcji leków. Ustalono, że lek na astmę, który może się okazać środkiem zwiotczającym kupiły 143 osoby.
Decyzja o wstrzymaniu produkcji, to jak wyjaśnił premier, efekt wstępnych badań w zakładzie. Sprawę bada prokuratura. Badania inspektorów farmaceutycznych, wskazują, że w Jelfie - jeśli chodzi o sprawy związane z rozdziałem, sortowaniem leków, dopuszczono się pewnych zaniedbań – oświadczył Jarosław Kaczyński. Zaznaczył, że produkcja ruszy, gdy sprawy zostaną uporządkowane.
Zostały już podjęte działania prokuratury, które mają wyjaśnić, czy nie zachodzą tutaj działania celowe - mówił podczas konferencji w Jeleniej Górze Jarosław Kaczyński. Oczywiście my uważamy to za bardzo mało prawdopodobne, ale każda hipoteza śledcza będzie badana - zaznaczył.
Według wstępnego raportu do pomylenia partii leków doszło w tzw. magazynie kwarantanny. Lek produkuje się na linii technologicznej, następnie jest on pakowany we fiolki, które są odpowiednio zabezpieczane w pojemnikach. Trafiają one do magazynu na okres kwarantanny i czekają na wewnętrzną kontrolę jakości. Jeżeli wypadnie pozytywnie, leki wracają do maszyny, która je etykietuje.
To właśnie w tym magazynie, obok tej partii corhydronu, mogły znajdować się gdzieś obok - ampułki z inną substancją. Przez przypadek jakiś magazynier, czy ktoś z personelu, mógł je strącić. Fiolki się wysypały, a ponieważ są nie do odróżnienia, ktoś mógł je włożyć do nieprawidłowego pojemnika.
Narodowy Fundusz Zdrowia zidentyfikował w całej Polsce 130 osób, którym lekarze przepisali corhydron. Fundusz ma również informacje, że apteki w całym kraju sprzedały 312 opakowań leku. NFZ prosi pacjentów, by - jeśli mają lek w domu - oddawali go do aptek za pokwitowaniem. Wicepremier Ludwik Dorn poinformował, że policjanci będą docierać do wszystkich osób, które zidentyfikowano jako nabywców preparatu.
Wcześniej Główny Inspektor Farmaceutyczny zdecydował, że cały zapas corhydronu zniknie z rynku, i to niezależnie od numeru serii, partii czy daty produkcji – wyjaśnia rzecznik resortu zdrowia. Jest za dużo niebezpieczeństwa, za dużo znaków zapytania, za dużo informacji niepokojących, aby ryzykować – zaznaczał.
Decyzja ta oznacza także, że leku nie można podawać w przychodniach i szpitalach. Tu też pojawia się apel Ministerstwa Zdrowia, aby dyrektorzy tych placówek otwierali tzw. ZOZ-maile z tą informacją przesyłane wewnętrznym kanałem informacyjnym.
Wiceminister zdrowia Bolesław Piecha przyznał, że w Jelfie mogło dojść do krzyżowej zamiany specyfików. Czy to oznacza, że z obrotu powinien zostać wycofany także chlorsuccillin?
Nie ma takiej możliwości, bo to całkowicie sparaliżowałoby pracę na oddziałach operacyjnych - twierdzi Piecha. Musielibyśmy zaapelować, że nie wolno wykonywać żadnych znieczuleń. Nie jesteśmy w stanie wycofać całej partii tych leków – byśmy zrobili zamieszanie. Nie wiem, czy są natychmiast przygotowane w szpitalach zastępcze rzeczy, a ten lek jest niezbędny w zasadzie do większości znieczuleń - mówi wiceminister.
Piecha podkreśla, że resort konsultuje z lekarzami i farmaceutami ewentualne następstwa podania leku przeciwko astmie zamiast preparatu zwiotczającego mięśnie. Pierwsze informacje brzmią dość uspokajająco - jednak szczegółowy raport ma zostać opublikowany w piątek. Wtedy też ma zapaść decyzja o wyrywkowym kontrolowaniu zapasów chlorsuccillinu.