Jeśli ministrowie finansów i pracy przeforsują obniżkę składek do OFE, nasze emerytury za kilka lat będą głodowe - alarmuje "Gazeta Wyborcza". Dziennik dotarł do raportu Deloitte, z którego wynika, że otrzymywane przez nas w przyszłości świadczenia mogą być nawet trzy razy niższe.
Każdy Polak odkłada jedną piątą pensji na emeryturę. Dwie trzecie tych pieniędzy idzie do ZUS, reszta - 7,3 proc. pensji - do prywatnych otwartych funduszy emerytalnych. A OFE mają je pomnażać, inwestując np. na giełdzie i w obligacje. ZUS tego robić nie może.
Ten podział nie podoba się ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu i szefowej resortu pracy Jolancie Fedak. Chcą zmniejszyć składkę do OFE z 7,3 do 3 proc. pensji. Reszta zostałaby w ZUS. Ministrowie zgodnie przekonują, że dzięki temu przyszli emeryci zaoszczędzą na prowizjach płaconych funduszom i będą mieli wyższe emerytury.
Zgody na obniżkę nie ma w rządzie. Ostro sprzeciwia się jej minister skarbu Aleksander Grad i minister Michał Boni. Przeciw jest też Narodowy Bank Polski i Komisja Nadzoru Finansowego, która ostrzega, że to "decyzje podporządkowane bieżącym i krótkookresowym celom politycznym". Również zapytani ekonomiści potwierdzają, że ministrom nie chodzi o dobro emerytów, tylko o ratowanie finansów publicznych.