Wśród posłów Prawa i Sprawiedliwości z każdym dniem narasta obawa, że dojdzie do powołania sejmowej komisji śledczej ds. inwigilacji. Wprost proporcjonalnie narasta też presja na polityków związanych z Pawłem Kukizem, by wycofali się ze swoich deklaracji o poparciu utworzenia zespołu. W grze padają propozycje rządowych stanowisk i biorących miejsc na listach wyborczych.
Na razie kukizowcy deklarują, że żadnym namowom się nie poddadzą. Zresztą nieprzyjmowanie ministerialnych tek - jak mówią nawet byli członkowie Kukiz’15 - jest wpisane w credo stowarzyszenia.
W sejmowych kuluarach słychać o szykowanych stanowiskach w resortach, a nawet o propozycjach "jedynek" na niektórych listach wyborczych. To nawet większa zachęta, bo biorące miejsce gwarantuje reelekcję i mandat posła przez kolejne cztery lata. W sondażowej sytuacji Kukiz’15, nawet dla najbardziej stanowczych może to być argument nie do odrzucenia, niezależnie od tego, czy po 2023 r. w ramach PiS byliby w opozycji czy koalicji.
Jak mówią RMF FM politycy opozycji, labilność kukizowców wywołuje niepokój o to, że kiedy dojdzie do ostatecznego głosowania, tymczasowi koalicjanci nie wywiążą się z obietnicy. Na razie zamiast podsycać niepewność, Koalicja Obywatelska przyjęła strategię ugłaskiwania polityków Pawła Kukiza.
Pytany o lojalność kukizowców wiceprzewodniczący PO Cezary Tomczyk odpowiada: "Nie chciałbym sprawić, żeby ktokolwiek w tak kruchej sytuacji poczuł się źle". Zdajemy sobie sprawę, że powołanie komisji śledczej może zależeć od jednego głosu. Po prostu trzeba zrobić wszystko, żeby głosowanie wygrać - dodaje.
Droga do tego zwycięstwa będzie niezwykle wyboista. PiS może odwlekać w czasie rozpatrzenie wniosku o powołanie komisji. Regulamin Sejmu nie przewiduje określonego czasu na zajęcie się taką uchwałą. Formalnie marszałek Elżbieta Witek może więc nie uwzględniać wniosku nawet do końca kadencji. Tę przeszkodę opozycja może jednak przeskoczyć. Pomysł podsuwał wicemarszałek Piotr Zgorzelski z PSL-u. Jeśli PiS nie będzie poddawało wniosku pod głosowanie, opozycja zgłosi prośbę o przerwę. Tę marszałek musi już rozpatrzyć, dzięki czemu będzie jasne, kto w Sejmie ma większość.
Choć klub PiS-u pracuje nad przekonaniem kukizowców, to część polityków obozu rządzącego myśli już nad planem awaryjnym na wypadek, gdyby komisja powstała. W nieoficjalnych rozmowach coraz częściej pojawia się wątek niekonstytucyjności zespołu w zaproponowanej przez opozycję formule. Miałaby ona objąć okres 16 lat, od 2005 do 2021, oraz prowadzić postępowanie także w sprawach prywatnych, jak inwigilacja prokurator Ewy Wrzosek czy Romana Giertycha.
PiS będzie się powoływać na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2006 roku. Po skardze grupy posłów i Prokuratora Generalnego na działanie komisji śledczej ds. banków i nadzoru bankowego (działała w latach 2006-2007) sędziowie uznali wtedy, że zakres kompetencji takich zespołów jest ograniczony. Tzw. komisja bankowa zajmowała się wtedy podobnym okresem - 17 lat, a Trybunał zasugerował nawet wstrzymanie jakichkolwiek prac i przesłuchań do czasu usunięcia wad prawnych. Obóz rządzący liczy, że na podobnej zasadzie uda się zatrzymać badanie użycia Pegasusa.
Niektórzy posłowie PiS-u w zakulisowych rozmowach otwarcie przyznają, że sami obawiają się, że padli ofiarami inwigilacji z użyciem Pegasusa. Przekonanie, że podsłuchiwanie dotyczyło nie tylko politycznych konkurentów, ale i partyjnych kolegów, panuje także wśród niektórych przedstawicieli rządu. Te obawy podsycił tylko Marek Suski, przyznając na konferencji prasowej, że inwigilowane Pegasusem były "niewielkie ilości, nieprzekraczające kilkuset osób w ciągu roku".
Na razie wniosek o powołanie komisji nie został jeszcze złożony. To oznacza, że niemal na pewno nie będzie głosowany podczas posiedzenia w przyszłym tygodniu. Opozycja deklaruje, że ma pod nim podpisy wszystkich klubów i kół: od Koalicji Obywatelskiej po Konfederację.