Cztery lata czekania na wizytę u ortodonty, trzy na zabiegi rehabilitacyjne, dwa na operację zaćmy. Już nie miesiące, ale lata trzeba odstać w kolejce do specjalisty w niektórych regionach kraju. Chore kolejki do lekarzy godzą w nasze prawo do opieki zdrowotnej.
Dane na stronach Narodowego Funduszu zdrowia są przerażające: dwu-, trzyletnie oczekiwanie to właściwie standard. W Ustroniu na wizytę u fizjoterapeuty czekać trzeba prawie 4 lata. W poradni chirurgicznej i naczyniowej w Koszalinie1,5 roku, do endokrynologa w Płocku można zapisać się na 2014 rok. Kardiolog? 330 dni w Słupsku. W Warszawie nawet 9 miesięcy, tyle tylko że w większości poradni zapisy nie są prowadzone. Limity do końca roku są dawno wyczerpane.
To może okulista? W Bydgoszczy na wizytę czeka się równo rok. W Nałęczowie na operację zaćmy w kolejce "stoi" ponad 2 tysiące osób. Czas oczekiwania - 950 dni, czyli bite 3 lata. Jeszcze dłużej czeka się w Gdańsku. Na przyjęcie na oddział okulistyczny czeka się 1238 dni. I to w przypadku pilnym.
Na badanie rezonansem magnetycznym trzeba czekać w skrajnych przypadkach nawet 3 lata.
[ZOBACZ, DO JAKICH SPECJALISTÓW NAJDŁUŻEJ CZEKA SIĘ W TWOIM REGIONIE - DANE WG NFZ. INFOGRAFIKA]
Mamy konstytucyjnie zagwarantowane prawo do opieki medycznej. Dlaczego więc stoimy w kolejkach po zdrowie? Pytanie to pada nie po raz pierwszy. Zawsze jednak słychać tę samą odpowiedź. Jest za mało pieniędzy. Ale czy tylko?
Pacjenci stoją miesiącami w kolejkach także przez organizacyjny chaos. Nie ma bowiem spójnego systemu rejestracji. Pacjent, choć nie powinien, to jednak może zapisywać się do specjalistów, gdzie chce i ile razy chce. Trudno zresztą odmówić choremu prawa, by szukał szans na szybszą wizytę. To system powinien wykluczać dublowanie pacjentów w kolejkach i wskazywać tę najkrótszą.
Ponadto pacjenci trafiają nie do tych lekarzy co trzeba. Aż 1/4 osób "ląduje" u specjalisty, choć ich problem może rozwiązać lekarz rodzinny. Tak jest w przypadku choćby gastrologów. U kardiologów z kolei tworzą się kolejki, bo co czwarty pacjent kierowany jest tam wyłącznie po kolejną receptę.
Do tego dochodzi fakt, że w parze z wizytą u specjalisty nie idzie diagnostyka. Co z tego, że po miesiącu dostaniemy się do neurologa, skoro potem muszę odstać kilka miesięcy do badania rezonansem i... z powrotem odstać swoje do lekarza.
I kolejny problem. W wielu miejscach brakuje lekarzy specjalistów; okulistów, gastrologów, geriatrów po prostu nie ma na rynku. Z tego powodu na przykład w Gdańsku na wizytę u endokrynologa czeka się trzy lata. W przychodni, do której zadzwonił nasz dziennikarz jest tylko jeden lekarz i pracuje tylko 2 razy w tygodniu. Na liście oczekujących jest 800 osób.
Zapytamy dziś w Narodowym Funduszu Zdrowia, co zamierzają z tym zrobić...
W jakim my żyjemy kraju?! Przecież to jest skandal, żeby służba zdrowia była na takim poziomie. Ja mam 80 lat. Jak mi kazali przyjść za pół roku, to ja nie wiedziałam czy dożyję. To jest nie do pomyślenia. (...) Przecież to nie znaczy, że starsi ludzie mają umierać - starszych też trzeba leczyć - mówi naszemu dziennikarzowi starsza kobieta w jednej z przychodni w Olsztynie.
Nie mogłam czekać. Rezonans magnetyczny był potrzebny natychmiast, a mi kazali czekać pół roku. Nie było wyjścia, poszłam prywatnie - opowiada naszej łódzkiej reporterce kobieta, która półtora miesiąca temu miała wypadek samochodowy.
Historii rozżalonych pacjentów są tysiące. Wystarczy przysiąść w publicznej przychodni zdrowia, by wysłuchać dramatycznych często opowieści chorych, którzy miesiącami czy latami czekają do specjalisty.
Czekamy także na sygnały od Was. Chcemy usłyszeć wasze historie. Sami tygodniami czekacie na wizytę? Wasi bliscy od miesięcy nie mogą doczekać się pomocy lekarza?