Zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa usłyszała 45-letnia Iwona O. ze Stargardu Szczecińskiego. W piątek znaleziono ciało jej 9-letniej córki. Drugie z dzieci 3-letnia dziewczynka walczy o życie w szpitalu. Kobiecie grozi nawet dożywocie.
Kobieta została przesłuchana w niedzielę rano. Prokurator przedstawił Iwonie O. zarzut zabójstwa starszej dziewczynki i usiłowania zabójstwa młodszej. Według śledczych, to matka zadała im co najmniej kilka ciosów nożem. Rozmowa z prokuratorami nie trwała długo, bo Iwona O. nie przyznaje się do winy - odmówiła składania wyjaśnień. 45-latka wciąż przebywa w szpitalu, jest pod nadzorem policji.
Prokurator skierował do sądu wniosek o trzymiesięczny areszt dla 45-latki. Kobiecie grozi od co najmniej 8 lat więzienia do dożywocia. Prokuratura powoła biegłych z zakresu medycyny sądowej do zbadania zawartości narkotyków lub alkoholu w organizmie matki.
W sobotę kobieta z ranami kłutymi brzucha trafiła pod opiekę lekarzy, była operowana. Wiele wskazuje na to, że próbowała popełnić samobójstwo. Z nieoficjalnych informacji wynika, że 45-latka jest uzależniona od hazardu. Kłopoty finansowe mogły być jedną z przyczyn tego dramatu.
Ciało 9-letniej wnuczki i jej ciężko ranną 3-letnią siostrę znalazła w piątek po południu babcia dziewczynek. Kobieta natychmiast wezwała pogotowie. Wraz z nią do mieszkania weszła także sąsiadka z bloku. To był makabryczny widok - opowiadała naszemu dziennikarzowi pani Marianna. Było widać, że większa dziewczynka, że nie żyje. Na tej starszej leżała mała cała we krwi. Wkrótce na miejscu zjawiła się także policja. Funkcjonariusze zabezpieczyli dwa noże w mieszkaniu, w którym doszło do zabójstwa.
3-latka walczy o życie w szpitalu, w piątek przeszła operację. Ma rany na klatce piersiowej, w tym te najpoważniejsze - w okolicach serca. Lekarze mówią, że o jej życiu zdecydują najbliższe dni.
W mieszkaniu w Stargardzie Szczecińskim, w którym babcia odnalazła ciało 9-letniej wnuczki i jej ciężko ranną 3-letnią siostrę, było duże stężenie gazu. Prawdopodobnie osoba będąca w lokalu w momencie zabójstwa chciała je podpalić. Kurki w kuchence gazowej były odkręcone. Babcia, która znalazła dziewczynki, przyszła do mieszkania prawdopodobnie w ostatnim chwili.
Gdybyśmy zjawiły się chwilę później, mieszkanie mogłoby już płonąć - przyznaje sąsiadka rodziny. W mieszkaniu było straszne stężenie gazu. Nie było czym oddychać. Otworzyłam balkonowe drzwi. A pomiędzy pokojem a kuchnią leżała jakaś tląca się kołdra - opowiada pani Marianna.
Babcia dziewczynek nie mogła otworzyć drzwi do mieszkania, dlatego wyszła przed blok, aby przez okna od strony podwórka zobaczyć, co dzieje się w środku. Gdy wróciła na klatkę schodową, drzwi do mieszkania były już otwarte. To oznacza, że chwilę wcześniej ktoś wyszedł z lokalu.