Bogatsi zapłacą wyższe mandaty. Ministerstwo Transportu chce uzależnić wysokość kar za wykroczenie drogowe od zasobności portfela kierowcy.

Nie wiadomo, kiedy nowy system karania kierowców wejdzie w życie. Być może stanie się to za rok, a może za dwa lata. To na razie pomysł, ale resort transportu zlecił analizy, jak takie rozwiązania sprawdzają się w innych krajach m.in. w Finlandii.

W tym kierunku mają iść zmiany. Nie tylko wyższe mandaty, ale mandaty, które w równej mierze są bolesne dla wszystkich łamiących przepisy - powiedział wiceminister transportu Zbigniew Rynasiewicz w rozmowie z reporterem RMF FM Mariuszem Piekarskim. Takie rozwiązanie jest bardziej sprawiedliwe. I mam nadzieję, że będzie bardziej akceptowalne przez społeczeństwo - dodał.

Rynasiewicz nie jest jeszcze w stanie powiedzieć, jaka będzie górna granica wysokości mandatu dla najbogatszych. Nie wiadomo także, jak policjanci podczas kontroli drogowej sprawdzą majątek kierowcy. Zdaniem wiceministra przy wystawianiu mandatu nie będzie brane pod uwagę to, jakim samochodem ktoś jedzie.

Wątpliwości wokół nowego pomysłu rządu

Przy pomyśle pojawiają się znaki zapytania: jak będzie wyliczana wysokość tego mandatu? Jak uniknąć sytuacji patologicznych, w których kierowca pędzący drogą limuzyną na papierze okaże się po prostu bezrobotnym?
Kluczowe jest więc pytanie: skąd policja czy Inspekcja Transportu Drogowego będzie wiedziała, jak majętny jest kierowca. Czy funkcjonariusze wypisując mandat będą mieli dostęp do bazy skarbówki, czy może każdy z nas, żeby unikać wyższego mandatu będzie ze sobą woził zeznanie podatkowe?

Jerzy Polaczek, były minister transportu, zastanawia się, czy w związku z tym policjanci nie będą polować na kierowców w droższych samochodach, bo oni mogą zapłacić wyższe mandaty. Doprowadzimy do sytuacji takiej, w której Inspekcja Transportu drogowego będzie filią ministerstwa finansów - powiedział Polaczek. Przyznaje jednak, że pomysł jest godny rozpatrzenia, ale trzeba do niego podejść z rozsądkiem.