Pierwszy odcinek tej towarzyszącej Polakom przez długie lata PRL dokumentalnej serii został nakręcony w 1944 roku. Dziś przybliżamy nieco klimat tych niezwykłych nagrań, w których władza zawsze była dobra, produkcja ciągle rosła, a słowo "kryzys" nie istniało.
Ostatnia Kronika powstała w 1995 roku. Wcześniej widzowie co tydzień otrzymywali obowiązkową porcję wiedzy, kultury, oficjalnych rządowych informacji, publicystyki i scenek rodzajowych. Oglądanie Kroniki przed seansem kinowym szybko stało się zresztą swoistym rytuałem, a to za sprawą charakterystycznej, muzycznej "czołówki" serii, którą w 1947 roku skomponował sam Władysław Szpilman. - Ta muzyczka taka sympatyczna była, to dudnienie i trąbki do dziś mi grają w uszach - wspomina jeden z przechodniów w Toruniu, rówieśnik Kroniki. - Jak się szło do kina to nawet przyjemnie się patrzyło. I zawsze były dobre informacje! - mruga porozumiewawczo.
Młode pokolenie na Kronikę patrzy z przymrużeniem oka, a sam PRL jawi się dziś na ekranie w krzywym zwierciadle. - Wystarczy wspomnieć klienta "wytrzeźwiałki", który dostaje telewizor od kolegów i chleb od małych dziewczynek - mówi Maciek, dwudziestopięcioletni doktorant historii. Tekst z tego odcinka - "Szlachetna ambicja: pierwsi w czystej, pierwsi w zakrapianej" ma zresztą stałe miejsce na liście biesiadnych powiedzonek Polaków.
Władza, rzecz jasna, zawsze była więcej niż dobra. Nie brakowało I sekretarzy otwierających nowe zakłady, wręczających wyróżnienia, odbierających kwiaty. Zresztą kto nie poznał klimatu Kronik, niech poczeka na zbliżające się wybory. W gruncie rzeczy propaganda niewiele się zmieniła...