Trzej Libańczycy, Sudańczyk i Hindus - to potwierdzone ofiary śmiertelne nocnego zamachu w stolicy Arabii Saudyjskiej. Wśród prawie stu rannych są obywatele państw arabskich, ale także Amerykanin i dwóch Brytyjczyków.
Władze w Waszyngtonie nakazały amerykańskim dyplomatom w Rijadzie pozostanie w domach i nieopuszczanie okolic ambasady. Amerykanie mają też nie pokazywać się publicznie.
W zamachach zginęło ok. 30 osób, a rannych zostało około 100. Cel był łatwy, ponieważ willowej dzielnicy właściwie nikt nie ochraniał - twierdzą specjaliści od spraw bezpieczeństwa.
Niestety, ponad jedna piąta rannych to dzieci - na szczęście większość z nich jest w stanie stabilnym i ich życiu nic nie zagraża - mówił lekarz z jednego ze szpitali w Rijadzie.
Zamachu dokonali prawdopodobnie terroryści z al-Qaedy. Co ciekawe, niemal dokładnie pół roku temu, 12 maja, bojówkarze al-Qaedy zaatakowali dzielnicę Rijadu zamieszkaną przez obywateli USA. Wtedy zginęło 35 osób, w tym 9 Amerykanów.
Komentatorzy zwracają uwagę, że do zamachu doszło w dzień po tym, jak USA ostrzegły o możliwych atakach i zamknęły swoje przedstawicielstwa w Arabii Saudyjskiej.
15:40