"Serce pęka, jak się patrzy na dzieła sztuki pierwszej klasy, które pilnie potrzebują interwencji konserwatorskiej. Opactwo benedyktynek w Staniątkach należałoby ratować dla nas i dla przyszłych pokoleń" - mówi profesor Andrzej Włodarek historyk sztuki z PAN. "Konserwacja i rewitalizacja opactwa to są ogromne pieniądze. Dla nas wprost niewyobrażalne" - dodaje.
RMF FM: Na czym polega wyjątkowość opactwa benedyktynek w małopolskich Staniątkach?
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że Opactwo Sióstr Benedyktynek w Staniątkach to trzeci konwent żeński w Małopolsce, po Norbertankach w Krakowie na Zwierzyńcu oraz w Imbramowicach. Historia Opactwa Staniąteckiego liczy bez mała 800 lat. Proszę pokazać mi drugą taką instytucję. A poza tym zespół opactwa zarówno kościół, jak i klasztor zachowany jest w niemal oryginalnym stanie. Kościoły sióstr norbertanek zostały przebudowane, natomiast hala trzynawowa kościoła opactwa w Staniątkach przetrwała w niemal niezmienionym stanie, jako zabytek architektury o charakterze podręcznikowym. Wymieniana jest we wszystkich opracowaniach historii architektury polskiej.
Panie profesorze 800 lat to jest taka studnia czasu. Jakbyśmy do tej studni czasu zajrzeli, to tam na dnie, co się ukazuje? Jaki jest ten, taki pierwszy przekaz na temat Staniątek?
Niestety, nie zachowały się oryginalne dokumenty fundacyjne. Mamy przekazy pośrednie. I najstarsza data to jest rok 1228. Mamy przekaz o ziemiach, które zostały nadane fundatorowi klasztoru Klemensowi Gryficie. I następny przekaz to rok 1235, kiedy mamy informację o konsekracji kościoła zakonnego w Staniątkach. I pomiędzy tymi dwiema granicznymi datami musiała nastąpić fundacja opactwa. Oczywiście to nie był jednorazowy akt, to był proces rozłożony na wiele lat. Niestety, cieniem na tej najstarszej fundacji, kładzie się oczywiście data 1241 i najazd Mongołów. Zresztą architektura kościoła staniąteckiego wskazuje, że został on wzniesiony, jak przyjmuje się obecnie w trzeciej ćwierci wieku XIII.
Najazd Mongołów. Jakieś ślady tego najazdu Azjatów się zachowały w architekturze?
W architekturze nie. Z całą pewnością, jeśli byłyby prowadzone badania archeologiczne, to takie ślady znajdziemy.
Ale zachowały się inne ślady działań wojennych z okresu I Wojny Światowej, w tak zwanym Korytarzu Białego Dormitorium.
To wydarzenie tragiczne. W czasie bombardowania podczas I Wojny Światowej w 1914 roku zginęło dwóch księży. Siostry ewakuowały się z klasztoru w obawie o swoje życie, zagrożenie było bardzo duże. I oczywiście mamy przekazy ikonograficzne, jak wyglądał klasztor po bombardowaniu i po ostrzale artyleryjskim.
Zachowały się pociski właśnie w ścianie.
Pamiątką są pociski, które zostały wmurowane w ścianę korytarza dormitorium, jak również w mur kościoła. W prezbiterium można to od zewnątrz zobaczyć. Oczywiście były również szkody materialne, zawaliła się część sklepienia, ucierpiały dachy, ucierpiały dzieła sztuki i wyposażenie klasztoru.
Wróćmy na moment jeszcze do historii sprzed wieków. Opactwo to jest taki skarbiec narodowy. Zachowały się zapisy kolęd i pieśni związanych z Bożym Narodzeniem.
Tak. Kultura muzyczna w opactwie staniąteckim - pewnie dlatego również, że to opactwo żeńskie - zawsze stała na bardzo wysokim poziomie. Mamy przekazy archiwalne, że już pod koniec XVI wieku w kościele znajdowały się organy na chórze zakonnym i w prezbiterium na chórze muzycznym.
I oczywiście one były używane.
Później mamy przekazy o tym, że siostry miały własną kapelę klasztorną, zatrudniały dyrygenta, w XIX wieku również kompozytora. Ale to wszystko oczywiście miało swój początek w śpiewaniu oficjum brewiarzowego. W klasztorze zachowały się kancjonały. Do końca nie są rozpoznane i opracowane jeszcze. Ale w owych kancjonałach, które początkowo są rękopiśmienne, zachowały się pieśni w dużej mierze pisane po polsku, z notacjami muzycznymi. I jest to skarbiec niebywały.
A jak długo korzystano z tych oryginalnych zapisów nutowych?
Do czasów współczesnych, do soboru watykańskiego II korzystano ze starych antyfonarzy do oficjum brewiarzowego.
Te stare antyfonarze są bardzo ciężkie. Jak kobiety radziły sobie z uniesieniem takiej wielkiej księgi?
W kościele Bożego Ciała w Krakowie - pozwolę sobie na dygresję - księgi liturgiczne do prezbiterium przenosiły specjalne osoby. Siostry w chórze zakonnym musiały radzić sobie same, ze względu na klauzurę. Całość antyfonarza XVI-wiecznego zachowanego w Staniątkach liczy ponad 400 kart pergaminu, o wysokości pięćdziesięciu kilku centymetrów. To jest spory płat skóry cielęcej. Więc to musi ważyć kilkadziesiąt kilogramów, około 20 do 30 w całości. Plus jeszcze oprawa: drewno, skóra i metalowe okucia.
Więc w 1800 roku ksieni zgodziła się, żeby dwuczęściowy antyfonarz podzielić na trzy części. A to dlatego, że siostry już nie mogły unieść przy zmianie okresu liturgicznego i przy wymianie ksiąg, nie mogły unieść tej księgi. Siostry wpisały do nowo oprawionej księgi, że bardzo są ksieni wdzięczne za tę pomoc, bo współczesne siostry już nie są tak silne, jak kiedyś, żeby mogły dźwigać takie ciężary.
Mówiliśmy o ksieni i księgach. Powiedzmy jeszcze o kalendarzu. Bo w opactwie staniąteckim możemy podziwiać na ścianach korytarza niezwykły kalendarz. Proszę nam przybliżyć jego pochodzenie.
Kalendarz składa się z 365 kartek, na których zostały odbite ryciny XVIII-wieczne z przedstawieniem świętych, których czci się w kolejnych dniach, roku liturgicznego. Ewenementem jest to, że w klasztorze staniąteckim zachował się pełny komplet kart, naklejonych na plansze, które obejmują każdy dzień miesiąca. I jest ich oczywiście dwanaście. Niestety, są w bardzo złym stanie konserwatorskim, ale zachowały się i jest to ewenement. Ale chciałbym jeszcze wrócić do pieśni bożonarodzeniowych. Bo jest kilka XVI-wiecznych kancjonałów przepisywanych ręcznie, zdobionych również dekoracją malarską. A jeden z nich spisany przez siostrę Katarzynę Stradomską w roku 1586. Jest zatytułowany "Kancjonał piosnek rozmaitych, a nabożnych" i zawiera dużą liczbę pieśni poświęconych Bożemu Narodzeniu. I które były wykonywane w okresie Bożego Narodzenia.
A w jakich okolicznościach wykonywano te pieśni? W czasie mszy świętej?
Kardynał Jerzy Radziwiłł, który reformował życie klasztorne i kościelne w duchu postanowień Soboru Trydenckiego, zalecił między innymi siostrom w Staniątkach, aby w czasie liturgii nie wykonywać pieśni po polsku. Tylko ewentualnie po mszy świętej. Część z tych pieśni oczywiście siostry wykonywały w refektarzu w czasie rekreacji wspólnej, w czasie, który nie był poświęcony po benedyktyńsku modlitwie albo pracy.
W refektarzu, czyli w takiej jadalni tak?
Tak.
W kościele, który znajduje się na terenie opactwa, jest też obraz Matki Boskiej Bolesnej. Pielgrzymowały do niego tłumy.
Tłumy i królowie. Tak. Obraz Matki Boskiej Bolesnej jest kopią obrazu, który znajduje się w krużgankach Klasztoru Franciszkanów w Krakowie. I równie jak ten krakowski jest otoczony kultem. W Staniątkach wydzielono specjalnie część krużganka klasztornego i połączono go kościołem, aby nadać szczególną oprawę temu obrazowi i udostępnić go dla wiernych. Obraz ten rzeczywiście cieszy się ogromnym kultem, ale też jest świadectwem pewnych wpływów franciszkańskich w benedyktyńskim klasztorze sióstr w Staniątkach.
W zakrystii kościoła znajduje się krypta, w której są pochowani założyciele opactwa.
Tak. Poczyniono w pewnym okresie poszukiwania szczątków fundatorów opactwa staniąteckiego. Zresztą z pewnym zamiarem uczczenia ich pamięci i również rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego, żeby uznać świętość ich życia i postępowania. W momencie, kiedy znaleziono ich szczątki, pochowano na dziedzińcu za prezbiterium przy ścianie zakrystii. A potem w czasie remontu klasztoru wybudowano specjalną kryptę pod zakrystią i owa krypta jest dostępna.
Panie profesorze, kiedy pan wchodzi, zagląda do opactwa - jako historyk - i widzi pan tak zły stan materialny tego miejsca, to nie jest panu tak po ludzku żal, że to niszczeje?
Powiem więcej. Serce pęka, jak się patrzy na dzieła sztuki pierwszej klasy, które pilnie potrzebują interwencji konserwatorskiej, żeby nie rozsypały się zupełnie w proch. Z kolei wilgoć i pleśń niszczy księgi, pergaminy. Przez dziurawy dach zaciekają sklepienia, zarówno w kościele, jak i w klasztorze. To jest bardzo przykre i trudne.
To jest kwestia pieniędzy oczywiście. A do kogo możemy wystosować taki apel o pomoc dla tego klasztoru? Kto powinien się tym zainteresować pana zdaniem?
Myślę, że wszyscy. Kwesta...
Ale specjalnie do kogo powinniśmy apelować?
Oczywiście do władz. Już udziela wsparcia Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Również konserwator wojewódzki w Krakowie.
Ale to wszystko jest mało.
To wszystko jest mało. Są różne specjalne fundusze, z których mogłyby siostry w Staniątkach skorzystać. Są również prywatni sponsorzy, od których też pewnie można by oczekiwać jakiegoś wsparcia. Choćby na przykład na zasadzie sponsoringu i fundacji. Konserwacji jednej rzeźby gotyckiej, konserwacji XVI-wiecznego obrazu, żeby uratować to, co de facto jest naszym wspólnym dziedzictwem.
Trzeba by stworzyć taki mecenat po prostu, tak?
Tak. Konserwacja i rewitalizacja opactwa to są ogromne pieniądze. Dla nas wprost niewyobrażalne.
Jakiego rzędu są to kwoty?
W rachunkach ja jestem bardzo słaby, ale tak sądzę to jest rząd kilkudziesięciu milionów. Około 30 milionów na zabezpieczanie, konserwację zespołu, żeby nie niszczał... Bo oczywiście tutaj możemy mówić o architekturze, rzeźbie, malarstwie, rzemiośle artystycznym. Również o przedmiotach najzwyklejszych, codziennego użytku, które zachowały się w klasztorze, a my już nawet czasem nie wiemy, do czego służyły, a tam przetrwały. I ten matecznik należałoby ratować dla nas i dla przyszłych pokoleń.
To jest matecznik w ogóle kultury europejskiej, prawda? To jest taka ranga tego miejsca. Czy nie da się uzyskać jakiś grantów europejskich, na pomoc dla tego klasztoru?
Ja myślę, że jest cała nadzieja w tym, żeby uzyskać takie pieniądze. I żeby te pieniądze posłużyły na odnowienie tego, co zachowało się w opactwie staniąteckim. Ostatnio bodaj 27 listopada była w klasztorze staniąteckim prezentacja projektu rewitalizacji, adaptacji dawnej szkoły. Nawet nie szkoły. Budynku szkoły, którego nigdy siostrom nie udało się zbudować do końca. Przerwała o II Wojna Światowa. I jest projekt zatytułowany "Wirydarze dziedzictwa benedyktyńskiego". Projekt, który zakłada stworzenie na miejscu owego budynku, ośrodka, który służyłby promocji kultury, z salami wystawowymi, z salami prelekcyjnymi. Miejsca, gdzie mogłyby odbywać się różnego rodzaju warsztaty i gdzie można by na przykład prowadzić badania naukowe, choćby nad owymi muzykaliami. To wszystko wymaga czasu i pieniędzy. Ale też ludzkiej inicjatywy.
Miejmy nadzieję, że właśnie ten wirydarz zakwitnie. Dzięki też naszej rozmowie tutaj. Bardzo dziękujemy za spotkanie.
Rozmawiali: Bogdan Zalewski i Ewa Kwaśny.
Przeczytaj pierwszą część wywiadu z profesorem Andrzejem Włodarkiem, historykiem sztuki z PAN.