Znamy już finał jednej z najbardziej bulwersujących zbrodni PRL-u: były milicjant Ireneusz Kościuk - już trzeci raz w swym życiu został dziś uniewinniony z zarzutu śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka.
Główny świadek oskarżenia Cezary F. w żadnym momencie śledztwa i procesu nie rozpoznał w Ireneuszu Kościuku milicjanta, który bił Grzegorza Przemyka w komisariacie - uzasadniał sąd wydając wyrok uniewinniający.
Wszystko rozegrało się 12 maja 1983 roku. Grzegorz Przemyk - syn związanej z opozycją solidarnościową, poetki Barbary Sadowskiej - został zatrzymany przez patrol MO na Placu Zamkowym w Warszawie, gdzie świętował z kolegami maturę. Chłopca przewieziono na komisariat i tam brutalnie go pobito. W wyniku odniesionych obrażeń 19-latek zmarł. Proces, który dziś się zakończył, jest już trzecim w tej sprawie. W pierwszym - reżyserowanym przez komunistyczne władze - "kozłami ofiarnymi" zostali dwaj sanitariusze pogotowia na których wymuszono obciążające ich zeznania. Sprawa wróciła na wokandę w III RP w efekcie, po 17 latach od tragedii, jedynie jeden milicjant poniósł za nią odpowiedzialność. To Arkadiusz Denkiewicz, który odsiaduje dwu-letni wyrok w więzieniu. Denkiewicz krzyczał do innych milicjantów: bijcie tak by nie było śladów. Reszta została, albo uniewinniona, albo jest nieznana. W sądzie była Mira Skórka...
Wiadomości RMF FM 0:45