Magdalenka - kolejna odsłona. Już przeszło tydzień trwa śledztwo, które ma wyjaśnić okoliczności masakry w podwarszawskiej miejscowości. Do tej pory jednak nie wiadomo, czy ciała dwóch mężczyzn znalezione w posesji - to zwłoki poszukiwanych bandytów. Wokół sprawy narasta też coraz więcej niejasności.

Wiele nieścisłości pojawiło się w relacjach policji tuż po wydarzeniach i kilka dni później. W tej chwili władze zamilkły - tłumacząc się śledztwem prowadzonym przez prokuraturę, a także pracami zespołu ekspertów powołanych przez komendanta głównego.

Do tej pory wciąż nie wiadomo, czy zwłoki znalezione w Magdalence to ciała bandytów, sekcja zwłok nie dała bowiem 100-proc. pewności. Jak tłumaczy Maciej Kujawski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, teraz trzeba zabezpieczyć odpowiedni materiał biologiczny, który nadaje się do następnych badań. W tym przypadku będzie z pewnością chodziło o badania DNA. Tak więc na ostateczne wyniki przyjdzie jeszcze poczekać nawet kilka miesięcy.

Niejasne są także powiązania byłego pułkownika milicji, a także funkcjonariusza Służb Bezpieczeństwa PRL, który wynajął bandytom dom w Magdalence. Prokuratura w tej sprawie milczy.

A jeśli zaś chodzi o rewelacyjne – według zapewnień policji – przygotowania do akcji, to z każdym dniem pojawiają się nowe informacje przeczące tym zapewnieniom. Wiadomo już na pewno, że prowadzący akcję nie zapewnili zaplecza medycznego, choć jeszcze kilka dni temu minister Krzysztof Janik mówił, że stacja pogotowia w Piasecznie została uprzedzona. Zupełnie co innego mówi Grzegorz Latek, ordynator tamtejszego szpitala: Żadnego wcześniejszego zawiadomienia nie było, dopiero z chwilą, gdy byli pierwsi ranni, wzywano pogotowie.

Ile jeszcze takich nieścisłości wyjdzie na jaw - nie wiadomo. Z pewnością jednak prokuratorskie śledztwo obejmie także sprawę zaniedbań samych policjantów.

Foto: RMF

18:50