John Kennedy to jest inny model, inny typ polityka niż ci, którzy wcześniej pojawiali się na urzędzie prezydenta. Jego prezydentura to zapowiedź czasów, kiedy politycy będą próbowali siebie sprzedawać. Rzecz w tym, że Kennedy nie musiał udawać, to nie była próba sprzedaży czegoś, co było kreacją. On taki po prostu był - mówi amerykanista Marcin Fatalski z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dziś mija 50 lat od tragicznej śmierci Johna Fitzgeralda Kennedy’ego.

Monika Kamińska: John Kennedy to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polityków na świecie. Można nawet powiedzieć, że to jedna z ikon świata pop kultury?

Cytat

On był takim człowiekiem, który odgrywał rolę pierwszego celebryty w polityce. Tylko on nie był znany, z tego że jest znany

Marcin Fatalski: Chyba tak. To jest prezydent, który rządził tylko przez jedną niepełną kadencję, a jest człowiekiem, który oddziałuje niesłychanie na wyobraźnię. Oczywiście znaczenie ma kwestia wizerunku tego polityka.

On był takim człowiekiem, który odgrywał rolę pierwszego celebryty w polityce. Tylko on nie był znany, z tego że jest znany. Za tym stała inteligencja, pewna wizja. I tą wizją uwiódł Amerykę, a przynajmniej część Ameryki, swego czasu. I tą wizją oddziaływał na wyobraźnię Amerykanów, także później po swojej tragicznej śmierci. Oczywiście ta śmierć ma znaczenie, w kontekście tworzenia się mitu Johna Kennedy'ego. Nie wiadomo, jak byśmy go wspominali, gdyby dopełnił tę kadencję i następną.

Proszę opowiedzieć o wizji Ameryki Johna Kennedy’ego. Jak pokazywał Amerykę w Ameryce i jak pokazywał Amerykę na świecie?

Tak, to jest ładnie sformułowane pytanie: "Jak on pokazywał Amerykę w Ameryce". Rzecz polega na tym, że on niesłychanie silnie podziałał na Amerykanów, właśnie za sprawą tego, iż zaproponował im świeższą wizję państwa, społeczeństwa i miejsca Stanów Zjednoczonych w świecie.

To znaczy?

To znaczy, że próbował nadać nowy impuls Stanom Zjednoczonym. A Stany Zjednoczone wkraczając w lata 60., po dwóch kadencjach prezydenta Eisenhowera, mierzyły się z różnymi wyzwaniami, z którymi w ogóle świat miał się mierzyć w latach 60. Oni mieli szereg nierozwiązanych problemów wewnętrznych. A jeden z najważniejszych elementów wizji Kennedy'ego to jest próba, takiego zaszczepienia wiary w Amerykanach, iż można nadać nową dynamikę - życiu, krajowi. Umocnić jego miejsce na arenie międzynarodowej.

Kennedy chętnie używał takiego sformułowania, że chciałby ponownie poruszyć kraj. On wziął udział w wyborach, kiedy Amerykanie mieli poczucie, iż nie wszystko w Stanach Zjednoczonych idzie, tak jakby sobie to wyobrażali, że nie wszystkie ich wyobrażenia o życiu społecznym, politycznym znajdują realizację. Ten kraj  pod wieloma względami ich rozczarowywał.

 Jednym z tych elementów, to jest kwestia podziałów wewnętrznych w Stanach Zjednoczonych. Lata 60. przyniosły też debatę w Stanach Zjednoczonych na temat wewnętrznych problemów Ameryki, związanych na przykład z rozpiętościami w dochodach. Ze strefą ubóstwa.

Ale zostańmy przy polityce międzynarodowej. Prezydentura Kennedy’ego przypada w momencie najostrzejszego konfliktu między Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednoczonymi o Kubę.

Stany Zjednoczone i Związek Radziecki do pewnego stopnia, przynajmniej, godziły się z istnieniem stref wpływów. Tak jak Związek Radziecki dominował w Europie Środkowo-Wschodniej, tak Związek Radziecki do pewnego stopnia szanował fakt, iż półkula zachodnia jest strefą wpływów Stanów Zjednoczonych. Zwycięstwo rewolucji na Kubie, u schyłku lat 50., zmieniło w sposób zasadniczy sytuację polityczną, dlatego że dosłownie u brzegów amerykańskich pojawiło się państwo, głoszące ideę rewolucji.

Tak na marginesie można wspomnieć, że na początku to nie była rewolucja komunistyczna. Tyle tylko, że presja Stanów Zjednoczonych była wywierana na każde państwo, głoszące idee rewolucji, niekoniecznie marksistowskiej. To spowodowała, że Castro zaczął gwałtownie rozglądać się za kimś, kto byłby jego patronem. I można powiedzieć, że Nikita Chruszczow przyjął go z otwartymi ramionami.

Ujawnienie w 1962, że na Kubie zostały rozmieszczone radzieckie wyrzutnie rakietowe, nie mogło Stanów Zjednoczonych pozostawić obojętnymi.

Cytat

Można spekulować: dlaczego Chruszczow zdecydował się na coś takiego. Być może uważał Kennedy'ego po prostu za polityka słabego

To wyzwanie rzucone przez Związek Radziecki to była kwestia zasadnicza z punktu widzenia prezydentury Kennedy’ego. Można spekulować: dlaczego Chruszczow zdecydował się na coś takiego. Być może uważał Kennedy'ego po prostu za polityka słabego. Pamiętajmy, że to był człowiek, który przeszedł przez szkołę stalinowską; patrzył na Kennedy'ego jak na młodzika, który był wychowywany w środowisku elitarnym, który nie miał za sobą tych doświadczeń.

W otoczeniu prezydenta rozważano różne warianty. Ostatecznie zdecydowano się na rozwiązanie kompromisowe, to znaczy tak, by pozostawić Związkowi Radzieckiemu pewną swobodę manewru. Zdecydowano się na blokadę morską Kuby, by nie dopuścić kolejnych konwojów radzieckich do wyspy i zażądano od Chruszczowa usunięcia wyrzutni rakietowych.

Ciekawe, że Chruszczow zgodził się na to, wysyłając do prezydenta Kennedy'ego dwa listy. W jednym zażądał, by w zamian Stany Zjednoczone zobowiązały się do nie atakowania Kuby. W drugim zażądał by w zamian Stany Zjednoczone wycofały część swoich rakiet z Turcji. Kennedy za radą swojego brata odpowiedział tylko na pierwsze z tych listów. Zignorował zupełnie drugi. Chruszczow przyjął to do wiadomości. I tak się ta sprawa skończyła.

Pamiętajmy, że to była druga sprawa związana z Kubą. Bardzo szybko po pierwszym kryzysie, chociaż oczywiście nieporównanie mniejszym, związanym z nieudaną próbą inwazji na Kubę emigrantów kubańskich wspieranych przez Stany Zjednoczone w roku 1961.

Kuba do pewnego stopnia była obsesją braci Kennedych - Johna i Roberta. Była bardzo poważnym wyzwaniem dla nich i wiele z tego, co działo się w Stanach Zjednoczonych, w polityce Stanów Zjednoczonych wobec Ameryki Łacińskiej w czasie prezydentury Kennedy'ego i po prezydenturze Kennedy'ego. To jest próba uniknięcia drugiej Kuby w tej polityce wobec krajów latynoamerykańskich.

Te trzy lata prezydentury przypadają na czas wielu problemów w polityce zagranicznej.

Kennedy był politykiem, czy prezydentem polityki zagraniczne. To była jego pasja, problematyka, na której się doskonale znał. To nie był pasjonat gier politycznych na Kapitolu, drobnego ciułania większości w poszczególnych głosowaniach, to nie były sprawy, którego go zajmowały w przeciwieństwie akurat do jego następcy. To był polityk, który pasjonował się sprawami międzynarodowymi, i w tym się realizował. Tak się złożyło, że jego prezydentura rzeczywiście była wypełniona różnymi kryzysami międzynarodowymi. W moim przekonaniu, on wyszedł z nich obronną ręką. Znaczy, to jest prezydentura, która w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych się broni.

Choć to nie jest prezydent na miarę takich prezydentów jak Franklin Delano Roosevelt czy Theodore Roosevelt, Abraham Lincoln, ale jest równie rozpoznawalny spośród prezydentów amerykańskich właśnie za sprawą tego, że zaproponował Amerykanom zupełnie inny wizerunek. Jego prezydentura to była zupełnie inna prezydentura pod względem wizerunkowym: on, jego żona, styl bycia, umiejętność oddziaływania na opinię publiczną, łatwość kontaktów z ludźmi, uśmiech, czar osobisty.

To wszystko różniło go od poprzednika, to wszystko różniło go z resztą od wielu następców, ale to jest inny model, inny typ polityka niż ci, którzy wcześniej pojawiali się na urzędzie prezydenta. To jest też zapowiedź czasów, kiedy politycy będą próbowali siebie sprzedawać do pewnego stopnia jak produkt. Rzecz w tym, że Kennedy nie musiał udawać, to nie była próba sprzedaży czegoś, co było kreacją. On taki po prostu był.