Ujęto Grzegorza Ł. nazywanego mózgiem polskiego "napadu stulecia". Mężczyzna znalazł się na Ukrainie. Wiceszef firmy ochroniarskiej z Łodzi, który wymyślił rabunek ponad 8 milionów złotych w Swarzędzu, wpadł w ręce policji naszych wschodnich sąsiadów. Mężczyzna był poszukiwany listem gończym od grudnia 2015 roku. Namierzali go poznańscy „łowcy głów”.
Grzegorz Ł. został ujęty przez ukraińskie służby w środę, w niewielkiej miejscowości koło Odesssy. Trafił do aresztu, gdzie będzie czekał na przekazanie go stronie polskiej. Grupa poszukiwań celowych z wielkopolskiej komendy wojewódzkiej w Poznaniu była w kontakcie z policjantami z CBŚP z Przemyśla, którzy bezpośrednio współpracowali w tej sprawie z ukraińską SBU.
Mężczyzna był zaskoczony zatrzymaniem. Po krótkiej rozmowie pokazał dokumenty. Próbował się też wytłumaczyć z przestępstwa, które popełnił. Mówił, że brał w nim udział, ale nie był głównym sprawcą.
Wczoraj po południu, około godziny 17, otrzymaliśmy informację, że funkcjonariusze służby bezpieczeństwa Ukrainy, którzy bardzo profesjonalnie zajęli się sprawą, zatrzymali Grzegorza Ł. na ulicy w niewielkiej miejscowości koło Odessy. Był zaskoczony tym zatrzymaniem, choć nie ukrywał swojej tożsamości, nie zmienił wizerunku, jak nam przekazali Ukraińcy, miał przy sobie swoje prawdziwe dokumenty - mówi RMF FM rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak.
Podczas zatrzymania Grzegorz Ł. nie miał przy sobie większej sumy pieniędzy.
Okazało się, że mężczyzna zacierając ślady popełnił błąd. Został nagrany na jednej z kamer w rejonie granicy z Ukrainą.
Ślady zostawiał w taki sposób, żeby wzbudzić podejrzenie, że jest w zupełnie innej części świata. Ale jak wgłębiliśmy się sprawdzając te ślady, które zostawił okazało się, że jednak kierunek jest zupełnie inny - mówi jeden z członków grupy z Poznania nazywanej "łowcami głów".
Skąd brały się m.in. na portalach społecznościowych zdjęcia z Niemiec, gdzie było widać że pływa na statkach? On osobiście wprowadzał takie informację, żeby zmylić prostu trop. Raczej nie zmieniał wizerunku. Wiemy na pewno, że na terenie Ukrainy zmienił kilkukrotnie miejsce pobytu - dodaje rozmówca reportera.
Do głośnej kradzieży w Swarzędzu doszło w lipcu 2015 roku. Konwojent o fałszywej tożsamości i nieustannie ucharakteryzowany w pracy (m.in. zgolił włosy, zapuścił brodę i brał środki, które pomogły mu przybrać na wadze) odjechał z gotówką, gdy dwaj inni pracownicy firmy ochroniarskiej z Łodzi weszli do budynku, by zapakować pieniądze do bankomatu.
Przez pewien czas wydawało się, że to przestępstwo doskonałe. 8,2 miliona złotych zniknęło, podobnie jak fałszywy konwojent. Z czasem wszystko zaczęło się wyjaśniać. Fałszywy konwojent okazał się krawcem z Łodzi. Miał kilku wspólników, w tym szefa całej operacji - ujętego właśnie Grzegorza Ł. Były policjant osobiście zatrudnił mężczyznę do firmy ochroniarskiej, w której był wiceszefem.
W lipcu br. łódzki Sąd Okręgowy wydał wyroki dla Krzysztofa W. (konwojent), Adama K. (miał zwerbować pracownika ochrony i być jednym z mózgów skoku), Marka K. (wspólny znajomy Krzysztofa W. i Adama K.), Dariusza D. (miał pomagać przy przepakowywaniu skradzionych pieniędzy), Agnieszki K. i Wojciecha M. (mieli ukryć zrabowane pieniądze i wpłacić na konto 250 tys. zł). Najwyższy wyrok - ponad 8 lat więzienia - usłyszał fałszywy konwojent.
Na ławie oskarżonych zabrakło Grzegorza Ł, głównego pomysłodawcy kradzieży. Według skazanych skok miał być jego pomysłem. To on najpierw miał namawiać Marka K. do kradzieży i zapewniał, że sprawa będzie łatwa do przeprowadzenia i nikt nie ucierpi. Miał też przekonywać, że ewentualna porażka nie przyniesie poważnych konsekwencji, bo taki skok to drobne przestępstwo. Na koniec Grzegorz Ł. miał zabrać większość zrabowanej kwoty.
Grzegorz Ł. zniknął, gdy był jeszcze świadkiem w sprawie. Trafił do szpitala na badania, po których uciekł. Był poszukiwany listem gończym. W mediach społecznościowych pokazywał, że jest w Dortmundzie. Według jednej z wersji pływał na statkach. Ujęty został jednak na Ukrainie.
(m)